WETERYNARZ CZY WETERYNARKA

Lubię zmiany, ale takie, które mają logiczne podstawy i konkretne uzasadnienie. Ostatnio dużo mówi się  o przyjmowaniu form żeńskich dla różnych zawodów. Wydaje mi się to bezsensowne i mało poważne, dlatego w swoim słowniku zmian nie przewiduję. Jest wiele ważniejszych spraw którymi powinniśmy się zajmować. Akurat to czy ktoś będzie  określany chirurgiem czy chirurgą  jest mało istotne. I co to ma wspólnego z dyskryminacją, jak niektórzy twierdzą. Ważniejsze, czy będzie dobrze wykonywał swój zawód. Czy  kobieta chirurg określana rodzajem męskim tego zawodu wytnie pacjentowi to czego nie trzeba, a  jako  “chirurga”, zrobi to właściwie?  Oczywiście, że nie, więc o co wojna? Takie szukanie dziury w całym.

Wszędzie tam, gdzie zmiana formy nie drażni  ucha, jak w przypadku “psycholożki”, to można zmiany zastosować , ale  to zostało już dawno zrobione. Niezmienną formę zachowały te zawody w których utworzenie  rodzaju żeńskiego byłoby  groteskowe, na przykład kierownica od kierowcyweterynarka od weterynarza. A co z lotnikiem…? lotniczka, lotnica, zalotnica czy może latawica? Takie zmiany są po prostu śmieszne. A czy nam kobietom chodzi właśnie o to, żeby pozostawać śmiesznymi? Dziwne twory językowe zawsze budziły i budzić będą wątpliwości. Mowa polska jest bardzo piękna i bogata, czy trzeba ją psuć?

5 myśli nt. „WETERYNARZ CZY WETERYNARKA”

    1. Prawidłowo odebrane. Dziękuję. Tak, miało być trochę śmiesznie 🙂 Lotnik, tak jak pilot. Nie pilotka, tylko pani pilot. Pozdrawiam 🙂

      1. A niby dlaczego nie pilotka? “Bo tak”?

        Śmieszne (i to nie w sensie “zabawne”, raczej “niepoważne”) jest stwierdzenie, że “pilot” jest normalnym słowem, a “pilotka” brzmi gorzej. Tylko błagam, pomińmy argument o tym, że pilotka to taka czapka, bo pilot jest do telewizora, a adwokat stoi w barku.

        To tylko kwestia osłuchania i przyzwyczajenia. Kiedy Lelewel wprowadzał literę “j” to języka, lud też wierzgał i bał się zmiany. I co? I jakoś sie przyzwyczaił.

        A przy okazji – argumenty o “psuciu języka” świadczą o nieznajomości tegoż. Większość feminatywów, o które teraz się walczy, istnieje w języku polskim od dekad lub nawet stuleci i mamy na to dowody w piśmie. Mieliśmy w języku polskim formy takie jak “posełka”, “łotryni”, “legionistka”, “komendantka”, “skautka”, “strzelczyni”, “pocztarka”, “wywiadowczyni” czy “przestępczyni” na lata przed tym, jak większość Polaków nauczyła się pisać i czytać.

        Te “dziwne twory” to poprawna polszczyzna. A ta wersja “pięknej polskiej mowy”, której bronisz, to język wykastrowany przez komunę i seksizm, które okaleczyły go bezpowrotnie. A żeńska forma kierowcy zgodnie z logiką języka to “kierowczyni”. Tak samo jak funkjonująca w języku i niebudząca takiego oporu “przedsiębiorczyni” i zupełnie normalna “wychowawczyni”. Ogólnie przy tworzeniu feminatywów najczęściej wystarczy po prostu rozumieć zasady tworzące język i odrobinę myśleć.

        “A czy nam kobietom chodzi właśnie o to, żeby pozostawać śmiesznymi? ” – po przeczytaniu tego wpisu mam wrażenie, że właśnie o to chodziło tobie, kiedy go pisałaś. Bo śmieszne jest pisanie na temat, o którym nie ma się najmniejszego pojęcia i popisywanie się ignorancją.

        Na przyszłość polecam mniej pisać, a więcej czytać. Zwłaszcza przed zabraniem zdania na jakiś temat. Fajnie mieć opinie, ale byłoby jeszcze fajniej, gdyby były one oparte na faktach.

        Oczywiście mogłabym to napisać łagodniej i uprzejmiej, ale nie widzę powodu, żeby silić się na uprzejmość wobec kogoś, dla kogo estetyka języka (w dodatku mocno wypaczona, bo PRLowska, co już ustaliłyśmy) jest ważniejsza niż potrzeba tysięcy kobiet, które chcą, aby język je odpowiednio reprezentował. Język nie jest wazonikiem na kredensie ani fajansową figurką, jego najważniejszą funkcją nie jest bynajmniej zaspokajanie czyichś potrzeb estetycznych.

        1. Świetny wpis, dużo wnosi, dzięki, ale mój blog nie jest poradnikiem językowym, a pewnego rodzaju zabawą. Język polski jest bardzo elastyczny i również bawić się nim można przy odrobinie luzu i humoru.Bardzo nam tego brakuje i niestety potwierdza się, jak bardzo jesteśmy zadufani we własnej doskonałości i nie uznajemy tego, że ktoś może mieć inne zdanie. Brak nam nawet chęci do normalnej wymiany swoich racji. Tak dużo w nas agresji. Zamiast rozmawiać,atakujemy. Ale to drobiazg. Zgadzam się, że osłuchanie ma ogromne znaczenie i to co na początku dziwne, z czasem staje się normalne. Wulgaryzmy też już wielu z nas nie rażą.

          “nie widzę powodu, żeby silić się na uprzejmość” – i słusznie,bo kulturę albo się ma albo nie. Sztuczność nigdy nie jest dobra. Pozdrawiam i polecam melisę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *