Przychodzi taki moment, że mimo starań, mimo dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, w miarę upływu lat, jest coraz mniej możliwości na ciekawe spędzanie czasu. To normalne. Starzy robią miejsce młodym, choć nie wszyscy oni dobrze i w pełni to wykorzystują. To też normalne. Ze mną było podobnie, więc wszystkie niezrealizowane w młodości projekty, spełniam teraz.
Właśnie wczoraj naszła mnie ogromna ochota, żeby pouczyć się grać na harmonijce ustnej. Tak, ten instrument również mam wśród wielu, na których próbowałam grać z mniejszym lub większym efektem.
Harmonijka leży od wielu lat, bo pierwsze podejście mnie zniechęciło. Myślałam, że wystarczy dmuchnąć i natychmiast popłynie bluesowa melodia. Niestety nie, ale wczoraj trafiłam na filmik z instrukcją jak się tego grania nauczyć. No i jest. Próba się powiodła, co nakręciło mnie wystarczająco mocno. Można grać akordami, można stosować różne motywy i co najważniejsze nie wymaga to tak żmudnych ćwiczeń, jak na przykład na skrzypcach. Czy teraz uda mi się zmobilizować i wykrzesać trochę cierpliwości, która nie jest i nigdy nie była moją mocną stroną?
Zawsze realizuję to, czego efekty widać natychmiast, a granie wymaga wielu godzin mozolnych ćwiczeń. Tego nie wie nikt, kto nie próbował nigdy uczyć się grać na jakimkolwiek instrumencie.
Ostatni, marcowy Covid, który przeszłam bardzo łagodnie, zniszczył mi struny głosowe i śpiewać już raczej nie będę, bo dźwięki są chropowate, więc granie będzie pewnego rodzaju rekompensatą. Życie bez muzyki traci sens. Czy się uda? Tego dzisiaj nie wiem, ale jestem pełna zapału. Może tym razem nie słomianego, który szybko zgaśnie w zderzeniu z rzeczywistością.