Z dużym wzruszeniem przypominam sobie każdego roku o tej porze, wycieczkę, w której programie była okolica wsi Zadwórze.
Miejsce określane jako Polskie Termopile. Idzie się długo wzdłuż torów. Mija nas pociąg,
A my mijamy ocalałe nieliczne chaty
i mieszkających tam jeszcze Polaków, którzy ocierają łzy przy spotkaniu z nami, częstują jabłkami…
Dzieci za nami biegną, mówią po polsku…
Trudne dojście do miejsca, gdzie odbyła się bitwa. Pamięć o nim przetrwała dzięki mieszkającym tam Polakom. To oni zadbali o przetrwanie pamięci, kiedy nie wolno im było tego robić. Potem z wycieczkami trafiali nieliczni. Dopiero teraz , a jest rok 2020, bardzo nagłaśnia się i nadaje odpowiednią rangę i szacunek temu miejscu. Tam, 17 sierpnia 1920 roku na stacji kolejowej,
33 kilometry od Lwowa, odbyła się heroiczna bitwa podczas trwającej wojny polsko-bolszewickiej, w której polskie siły zbrojne rozgromiły Armię Czerwoną. Pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego,
przez 11 godzin walczyło 330 młodych polskich ochotników i polegli bezimiennie.
Dzięki matce jednego z poległych udało się zidentyfikować ciało czternastoletniego chłopca, którego pochowano w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Z ciał poległych wzniesiono kopiec
Ta bitwa opóźniła dotarcie armii Budionnego do Warszawy, co przyczyniło się do “Cudu nad Wisłą”.
W hołdzie poległym bohaterskim chłopcom złożyliśmy wieniec od naszej grupy.
“Sowieci, rozwścieczeni oporem Orląt, rąbali ich szablami, rannych dobijali kolbami. Zabitym odcinali głowy, ręce i nogi. Pozostali przy życiu ranni oficerowie ostatnimi nabojami odbierali sobie życie.” (cyt. z książki „Zadwórze 1920” autorstwa prof. Wiesława Wysockiego.)