COŚ DLA ŁASUCHÓW

Słodycze to chyba moja największa słabość, a może nawet jedyna.
Mężczyzn gubią kobiety, mnie gubią słodkości.

Zawsze tak jest, kiedy się oprzeć czemuś nie potrafimy. Żadne postanowienia, nakazy, ostrzeżenia nie liczą się jak poczuję zapach czekolady, albo gorących pączków od Pawłowicza przy Chmielnej, których aromat wyczuwam już na Nowym Świecie.

Pamiętam dawne czasy, kiedy byłam z taką półprywatną wizytą w Zakładach Wedla. Dział Kontroli Jakości i zastawione stoły laboratoryjne tacami na których wznosiły się, ułożone w piramidkę, wyroby czekoladowe w pełnym asortymencie, prosto z taśmy produkcyjnej, oczekujące na badania . Mogłam częstować się nimi do woli rozkoszując ich świeżością, ale właśnie… choć ślinianki pracowały na najwyższych obrotach napędzane bodźcami wzrokowymi i zapachowymi, no to właśnie – nie mogłam.

Spróbowałam może ze dwie, no, trzy sztuki i koniec. I zrozumiałam wtedy Ewę, która miała przesyt najdoskonalszych owoców, a sięgnęła po zwykłe jabłko, którego smaku jeszcze nie poznała i którego zerwania jej zakazano.

Taką mamy przekorną naturę, że jak można, to nie chcemy, więc postanowiłam to wykorzystać. Wpadłam na pomysł, żeby sobie słodyczy nie odmawiać, a zachęcać się gorąco do zjedzenia jak największej ilości. Czy odniesie to oczekiwany skutek?
O efektach napiszę za kilka miesięcy, a na razie zabieram się za pieczenie biszkoptu na tort , bo stało się tradycją, że robię domowe torty na imieninowe i jubileuszowe spotkania w rodzinie.

na bl IMG_0004

na bl IMG_0005

Biszkopt udaje się zawsze. Trzeba ubić białka na sztywno dodając stopniowo cukier, a potem delikatnie wymieszać z żółtkami i mąką. Dobrze, że nie uciera się żółtek z cukrem, bo musiałabym chyba zakładać sobie na usta klamerkę do bielizny.
Po upieczeniu i ostygnięciu , a najlepiej na drugi dzień, kroję ciasto na krążki, nasączam ponczem (jak dla dzieci, to bez alkoholu) i nakładam wcześniej przygotowany krem. Przepisów jest w sieci niezliczona ilość, więc nie podaję, bo będzie jak z tą moją czekoladą u Wedla. Na sam widok czytający przerzuci stronę.

bl IMG_0007

I na koniec zaczyna to co najbardziej lubię, czyli dekorowanie. Robię różyczki z suszonych moreli i listki z marcepana, albo nakładam galaretkę i owoce.

IMG_0003 bl

Czasami rozpuszczam czekoladę i robię z niej wzorki na papierze, które potem przekładam na tort, a nawet dekoruję żywymi kwiatami, czy gotowymi elementami, co nie wymaga w ogóle żadnej pracy ani pomysłowości.

tort dla R bl023 bl

Najtrudniejsze jest dla mnie obsypanie boków tortu , bo przechylać go za bardzo nie można, żeby się nie zsunął, więc manewruję rękami, łopatkami i czym się da, żeby cokolwiek do niego przylgnęło.

tort dla K bl

I tak łączę krzątanie się w kuchni – czego nie lubię, z  zaspokajaniem pasji artystycznych – co bardzo lubię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *