Archiwa tagu: borowiki

GRZYBOBRANIE

Grzybów w tym roku nie ma dużo, ale mój mąż jest niestrudzony w ich zbieraniu. Imponuje mi jego wiedza w rozpoznawaniu kapeluszy z daleka i umiejętności wyszukiwania kolejnych okazów w odpowiednich miejscach.

20151114_114049a

Ja chodzę po lesie i narzekam, że nie rosną, a on idąc za mną wypełnia koszyk właśnie tymi „nie rosnącymi”. Ale ja generalnie nie mam szczęścia. Nigdy niczego nie wygrałam i zawsze moje miejsce przy stole wypada tam, gdzie stoją śledzie, których nie znoszę, albo noga od stołu.
Nawet najkrótsza kolejka w sklepie, jaką wybiorę okazuje się nagle długa, bo zablokuje się kasa, albo ekspedientka wychodzi coś sprawdzać marudnemu klientowi. Ale dzisiaj nie o tym . Dzisiaj mam kosz pełen podgrzybków, zajączków, a nawet borowików.

IMG_0012

fot.archiwum własne

„Panienki za wysmukłym gonią borowikiem,
Którego pieśń nazywa grzybów pułkownikiem.
Wszyscy dybią na rydza; ten wzrostem skromniejszy
I mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy” (A. Mickiewicz)

IMG_0001

fot. archiwum własne

Część usmażę z cebulą, boczkiem i ziemniakami według przepisu mojego teścia, a resztę zamrożę, żeby podać je w zimie na obiad ku uciesze gości. To będzie atrakcja; na dworze zamieć śnieżna i trzaskający mróz, a na stole pachnąca lasem zupa borowikowa.

Najmniej lubiane są grzybki marynowane. Niezdrowego octu staram się unikać zastępując go cytryną, sokiem z własnych  kwaszonych ogórków, wyjątkowo kwaskiem cytrynowym, ale grzybki w occie muszą być w occie.  Opieńki są chyba najlepsze. Jednak zalewę staram się robić jak najlżejszą, żeby nie zabijać smaku grzybów. Dodaję też do niej trochę cukru, listek laurowy, ziele angielskie i cebulę, a na wierzch łyżeczkę oleju. Na wierzch zalewy oczywiście, a nie słoika 🙂

IMG_0009

Fot. archiwum własne

Natomiast rarytasem  są szare gąski na które najbardziej czekam każdego roku . Rosół z nich ma nieporównywalny z niczym aromat i niebiański smak. Trzeba jednak uważać, bo łatwo je pomylić z niejadalnymi , które mają szarawy trzon.

Gąski obgotowuję , układam warstwami w kamiennym garnku przesypując je obficie solą, nakrywam talerzykiem i przyciskam kamieniem. Gotowe.Przykryte gazą mogą stać w piwnicy nawet rok, a może i więcej, ale kto by tyle wytrzymał? U mnie nie stały dłużej jak do stycznia, bo ze śmietaną i cebulą są tak dobre, że trudno język na uwięzi utrzymać i apetyt na nie pohamować.

Oczywiście przed zrobieniem trzeba je dobrze wypłukać z soli w zimnej wodzie, a potem tylko wymieszać z posiekaną drobno cebulą i śmietaną. Najlepiej smakują z gorącymi ziemniakami.
Ten przepis to też z kresowej skarbnicy grzybowych przepisów moich teściów, u których zbieranie grzybów, kwaszenie kapusty i pyzy ziemniaczane z mięsem to tradycja.

Tradycyjnie też spotykaliśmy się całą rodziną przez wiele lat przy niedzielnym obiedzie na którym zwykle była zupa grzybowa i podsmażone na patelni pyzy z mięsem. Robione były z utartych surowych ziemniaków i nadziewane surowym mielonym mięsem. Do tego zawsze była podana w miseczce zeszklona, pachnąca  cebula ze skwarkami i własna kapusta kwaszona. Cały zimowy zapas witaminy C w tej właśnie postaci, stał w beczkach w piwnicy. Kwaszenie odbywało się  na jesieni. Zbieraliśmy się całą rodziną w kuchni. Było głośno i wesoło, bo dzieciaki pomagały ochoczo. Do dorosłych należało szatkowanie i ubijanie  specjalnym tłuczkiem. Nikt nie właził do beczki, żeby ją udeptywać, jak żartobliwie sobie przekazywano. Oczywiście najpierw trzeba ją było utrzeć z solą,  i dodać kminek.Do obiadu podawana była z olejem i startą marchewką.

A kiedy wszyscy się najedli i przyszła pora na kawę, to na harmoszce guzikowej dziadek wnukom grał czastuszki i podśpiewywał z humorem.
Nie było wtedy smartfonów, facebooka, komputerów i dzikiej pogoni za pieniędzmi , ale były rozmowy, spotkania z przyjaciółmi, rodziną i było nam z tym bardzo dobrze.