Wszystkie wpisy, których autorem jest admin

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA

Wtedy były najpiękniejsze  Święta Bożego Narodzenia, choć czasy trudne. Nie pachniały pomarańcze, bo ich po prostu nie było, ale pachniał najlepszy na świecie piernik z orzechami pieczony przez tatę. Z nim też ubierałam choinkę i sklejałam tekturową stajenkę w czasie, kiedy mama przygotowywała potrawy wigilijne. Jednak cała moja  uwaga i emocje skierowane były na wyczekiwanego mikołaja. Czasami przychodził w trakcie wieczerzy, a czasami  trochę się spóźniał, ale wtedy aniołek ratował sytuację i jako pierwszy wrzucał prezenty pod choinkę kominem. To właśnie od niego dostałam wymarzoną dużą lalkę i drewnianego kominiarza spadającego z drabiny, który był zaskakującą niespodzianką, a okazał się ulubioną zabawką.

Niech te Święta będą dla wszystkich odwiedzających mój blog, tak ciepłe i beztroskie, jakie ja zachowałam w swojej pamięci, bo nie jest ważne co na stole, bo prezenty też nie mają większego znaczenia. Ważne, żeby serce było pełne miłości i wolne od wrogości.

SNY

Sny, to ważna część mojego życia. Bywają zapowiedzią czegoś, ostrzeżeniem, albo wyrzucam je z pamięci tuż po przebudzeniu, bo są zlepkiem zapisanych przez podświadomość, doznawanych w ciągu dnia, emocji. Takie są moje wnioski po wieloletniej analizie. Tak, wieloletniej, bo zainteresowały mnie dawno temu dość sensowną treścią i barwami. Śnię zawsze kolorowo i bawi mnie, zaskakująca w nich zmiana sytuacji, niebanalne ubrania i przestrzeń która jest połączeniem realizmu z elementami fantazji. Byłam bardzo ciekawa co myślał na temat snów Sigmund Freud i nie tylko nabyłam jego książkę, ale zaglądam do niej dość często. Natomiast senniki okazały się prawie bezużyteczne, bo są zbyt ogólnikowe. Interpretację każdy musi sam wypracować.

Dla mnie bardzo często sny są inspiracją do tworzenia. Tak powstał wiersz i do niego obrazek, który stworzyłam komputerowo przetwarzając dwa namalowane wcześniej.

Z cyklu  SNY

Anna Kulesz wrzesień 2015

sen pierwszy

w atramentowej głębi

zatrzaskuję powieki jak bursztynowe wieko skrzyni

pełnej skarbów minionego dnia

Morfeusz zaprasza do wędrówki w podświadomość

przywołując postacie z przeszłości

obrazy przenikają się i nakładają

w mlecznej nieostrości

jak na obrazach  Chagalla

tworząc nierealne kształty

ekspresyjną zielenią i czerwienią podsycane

słychać urywane rozmowy, śmiech i szepty

twarze przybliżają się  i oddalają,

 by po chwili zniknąć  w zawirowanej przestrzeni

która szarpie mnie i huczy w uszach

jak dzwony złotogłowej cerkwi

otwieram oczy… świta.

DAWNIEJ BYŁO INACZEJ

Siedzę w domu. Zrezygnowałam z trzeciej dawki, bo złapałam jakiegoś wirusa. Zabrakło kilku dni w pełnym zdrowiu. Niby nic, ale nie zaryzykuję szczepienia przy najmniejszej nawet infekcji. Niestety , miałam w ciągu ostatniego tygodnia kontakt z usmarkanymi i kaszlącymi  osobami w autobusach, które nawet prosiłam o założenie maseczek. Spoko, wszyscy się dostosowali, ale widocznie była to musztarda po obiedzie. Chłonę jak gąbka. No trudno. Odwołałam szczepienie, żeby skorzystał ktoś inny, ale o przesunięciu na styczeń , a nawet luty, nie ma mowy. Muszę szukać w innych miejscach.

A na razie mam czas na uzupełnianie Sagi Rodzinnej, więc buszuję w starych albumach. Dawniej to były zimy. Tata zabierał mnie prawie codziennie na spacery do lasu za miasto. Uwielbiałam te szalone zabawy na śniegu. Zjeżdżaliśmy z górki na sankach, liczyliśmy wagony towarowe w przejeżdżających niedaleko pociągach i brnęliśmy w śniegu po kolana,  a do domu nie chciało się wrac