Wszystkie wpisy, których autorem jest admin

SŁOWIANKA cz.8 przed burzą

Dowódca, surowo wyglądający mąż o posturze Posejdona i licu Temistoklesa, a imię jego brzmiało Eustachios, co odzwierciedla siłę i stałość, ulokował podróżnych razem z psem w pomieszczeniu tuż obok swojej kabiny. Pakunki znalazły miejsce w ładowni, a dla konia znaleziono miejsce razem ze zwierzętami rzeźnymi. Także osioł zabrał się w drogę, a mała Lupina przemyciła na pokład nie wiadomo gdzie znalezionego małego kota. Marszczył czoło groźny kapitan na ten zwierzyniec, ale dziecko rozmiękczyło jego serce, usiadłszy mu na kolanach i zapewniając, że kotek jest grzeczny. Więc tylko machnął ręką i przymknął oko na obecność zwierzaka, zresztą, pomyślał, że kociak odpasie się na okrętowych szczurach.
– Czy w nocy chrapiesz, dziewczynko? – zapytał tylko.
– Nie, panie, śpię cichutko jak myszka.
– Bo ja tak. Przez całą noc. Pewnie nie będziesz mogła zasnąć, bo przez ścianę będzie słychać.
– Pójdź, panie do cioci Dosi. Ona na pewno ma lekarstwo na chrapanie.
Zapewnił dziecko zacny Eustachios, że uczyni to niezwłocznie.

Wielki okręt mknął po falach czyniąc chyba z pięć, a może i sześć rzymskich mil2 w ciągu godziny. Dowódca cieszył się, że z samego początku żegluga idzie tak wspaniale. Kalkulował sobie, że przy takim tempie w półtorej doby mogą minąć Cypr, a w dwie – być już poza obszarem, gdzie czyhają tamtejsi przybrzeżni rzezimieszkowie. Modlił się do Posejdona, aby pogoda taka nie zmieniła się w ciągu tego czasu.
Ale grecki bóg morza zapewne lubił wystawiać na próbę człowiecze zbyt śmiałe nadzieje. Eustachios zauważył, że barwa wody się zmienia, a na grzbietach długich i łagodnych fal pojawiają się niepokojące zmarszczki. Także w dali pokazała się równa linia chmur, z krańca jasnych, a w głębi nieco ciemniejszych. Nadchodziła burza.

Burza, którą Autor opisał tak ciekawie, że trudno będzie ograniczyć wpis do fragmentu, więc może zamieszczę cały rozdział.

CDN

SŁOWIANKA cz. 7 w rzymskiej łaźni

Gości przyjęto rzymskim obyczajem w łaźni. Miszka, jako raczej obyty ze słowiańską banią, a nie znający reguł korzystania z rzymskiego przybytku, chciał od razu śmignąć szczupakiem w szmaragdową toń obszernego basenu z marmurową obmurówką, ale młodzieniec powstrzymał go w porę. Przeto zdał się na łaziebną służbę i zrezygnowany pozwalał się szorować, skrobać, namaszczać i wycierać, prowadząc w tym czasie z gospodarzem obowiązkową pogawędkę o niczym. Wreszcie, po wyjściu z caldorium, owinięci w prześcieradła, zasiedli wszyscy trzej na tarasie z widokiem na morze, a cienia dostarczało płócienne zadaszenie. Przyniesiono wino i wodę w oszronionych naczyniach z kryształu z Sidonu, figi, daktyle, świeże owoce i wschodni specjał – miód z makiem. Był także serbet sporządzony ze śniegu przywiezionego z górskich szczytów oraz soku brzoskwiń.

– Cóż cię do nas sprowadza, Heraklesie, jeśli pozwolisz mi być ciekawym. Czy mogę ci w czymś pomóc? – zapytał bogacz bardzo uprzejmie. Miszka opowiedział historię całej trójki, przezornie pomijając fakt służby u króla Heroda.
– Pragniemy wrócić do stron rodzinnych, przeto trzeba nam sprzedać dobytek i znaleźć miejsce na okręcie udającym się na północ Hadriatyku. – zakończył.
– Jak już powiadałem temu oto Mikrosowi – rzekł gospodarz. – Mam ci ja kilka statków handlowych. Niezadługo zbrojna nawa z ładunkiem purpury odpływać będzie do stolicy Cesarstwa. Jeżeli chcecie, zaokrętujcie się na nią i w kilka miesięcy będziecie w krainie Italów.

CDN

SŁOWIANKA cz.6 krwawe spotkanie

Wyszedł na polanę, gdzie światło ciał niebieskich rozpraszało nieco mrok nocy. Nałupał kilka cedrowych szczap, usuwając z nich mokrą zewnętrzną warstwę drewna. Skrzesawszy ognia, zapalił oliwną lampkę i od jej płomyczka rozniecił płomień na końcu jednej z pochodni. Zrobiło się nieco jaśniej.

Nagle pies znieruchomiał i z cicha zawarczał. Miszka przełożył polano do lewej dłoni, prawą ujmując rękojeść siekierki. U zwalonego pnia dostrzegł wielki, ciemny kształt z dwoma świecącymi punktami kocich oczu. Górski lew. Nie, to raczej pantera. Najwidoczniej zła, że przerwano jej nocne łowy. Czaiła się gotowa do skoku, widząc intruzów i duży zapas świeżego mięsa.
Odważny pies bez namysłu rzucił się na dwa razy większego od siebie i o wiele zwinniejszego kota, ucapiając go za kark. Pantera skoczyła w górę na sążeń i opadła na cztery łapy, starając się strząsnąć psa z grzbietu, co jej się udało, jako że pies nie posiada czepnych pazurów. Ale pies tej rasy ma nos nieco cofnięty ku tyłowi, co pozwala mu trzymać chwyt bez utracenia oddechu. Jakoż prawie cetnar mięśni zawisł na szyi drapieżnika na samej mordzie, potęgując ból.
Pantera przetoczyła się na plecy, starając się swym ciężarem przygnieść psa. Ale Miszka znał świetnie obyczaje psów i zwierząt do nich podobnych. Wiedział, że są one mistrzami polowań i walk w zespole. Przeto wyczuł, że pies liczy teraz na jego pomoc.

Dalej było trochę krwawo, więc pominę ten fragment, ale kolejna część Słowianki w obrazkach, w odcinku nr. 7

CDN