Uwielbiałam podróże koleją i ekscytują mnie one do dzisiaj. Zawsze zwiastują nową przygodę, zawsze są zapowiedzią poznawania ciekawych miejsc i ludzi.
Dalekobieżne pociągi z lokomotywami parowymi imponujących rozmiarów, niezmiennie robiły na mnie, jako dziecku, ogromne wrażenie. Pociły się jak w wierszu Tuwima, a czerń potęgowała tajemniczość i budziła ciekawość. Koła były niemalże mojej wysokości połączone magicznymi drążkami , które poruszały się jak suwak wraz z ruchem kół.
Wpatrywałam się w nie z podziwem. Lokomotywa sapała i buchała parą, pogwizdując od czasu do czasu. Pamiętam dobrze ten dźwięk, charakterystyczny zapach pary okrywający maszynę i peron, który był ledwie widoczny w budzącym się poranku. Właśnie te wczesne wyjazdy przeżywałam i zapamiętałam najbardziej. Z emocji było mi niedobrze, ale stan napięcia łagodziło zainteresowanie z jakim obserwowałam maszynistę, który wciskał się pod pociąg i uderzał młotkiem sprawdzając czy koła nie są uszkodzone.
W miarę upływu lat i rozwoju technologii, lokomotywy parowe zastąpiono elektrycznymi i choć zapewne wszyscy na tym zyskali, to magia kolei zniknęła. Dobrze, że zatrzymano ją w filmach dla dzieci, w których pociągi gadają. Dla mnie w dzieciństwie też miały ludzkie cechy.
Mieszkaliśmy blisko dworca. Tory kolejowe biegły przez pobliski las, ale zanim się do niego dotarło trzeba było przejść przez długi wiadukt. Pod nim przebiegały wstęgi torów, bo Bydgoszcz Główna była bardzo rozwiniętym węzłem kolejowym od czasów kiedy państwo pruskie zdecydowało o budowie Kolei Wschodniej. Tata często robił przystanek na środku wiaduktu i czekaliśmy na przejeżdżające dołem pociągi, które właśnie w tym miejscu gwizdały i wypuszczały kłębiącą się parę. Śmiał się, kiedy padałam mu w objęcia kryjąc twarz przed szaroburą chmurą o dławiącym zapachu.Właśnie w muzeum znajduje się obraz lokomotywy jaką pamiętam z tamtych lat.
Podróże pociągami zwykle się przeciągały. Zdarzało się, że stawaliśmy w polu, albo wydłużał się postój na stacji. Dzisiaj można zegarki nastawiać według rozkładu jazdy, a droga mija szybko w luksusowych warunkach. Miękkie fotele, klimatyzacja, ciepło i bezzapachowo, czego nie mogę powiedzieć o pociągach ze wspomnień. Higiena wtedy była bardzo różna, ale otwartość na drugiego człowieka i chęć pogadania, bardzo duża.
Obecnie w podróży nie rozmawia się. Jest to nawet źle widziane. Zamiast książki, różańca, gazety, wszyscy, począwszy od dzieci do emeryta, klikają w swoje komórki odizolowani od tego, co dzieje się wokół i tylko od czasu do czasu podnoszą nieprzytomny wzrok, zasklepieni w swoich myślach. Zapewne, dlatego dzisiaj nie miałaby miejsca historia, jaka przydarzyła się mnie, przed wielu, wielu laty, historia jak z filmu lub romantycznej powieści. Ale o tym za jakiś czas.
Aniu, z ogromnym zaciekawieniem i satysfakcją przeczytałem trzy odcinki opowieści o podróżach koleją. Napisałaś barwne, żywe i bardzo prawdziwe relacje, pokrywają się z moimi. Czytałem, a przed moimi oczami przesuwały się kadry filmu sprzed lat. Czekam teraz na historię, którą obiecałaś opisać. Zwróciłas uwagę na brak kontaktu między ludźmi, wymiany choćby kilku zdań ze współpasażerami. Nie jedyną przyczyną są komórki i internet…ludziom brak życzliwości dla innych, zamykają się we własnym świecie, nie mają potrzeby nawiazywania kontaktów. Może to echo braku zaufania do innych w komunistycznym systemie totalitarnym? wojny? zaborów? Idąc ulicą bez wahania pozdrawiam nieznajomych, jesli odczuwam taką potrzebę. Domyślam się, że to, co jest normą na zachodzie Europy, u nas może być uznane za nienormalność….
Dużo osób twierdzi podobnie jak Ty Wojtku, że to następstwo minionych czasów. Na pewno w jakimś sensie tak, ale zauważ, że otwartość na drugiego człowieka była właśnie wtedy w czasach PRL.To chyba jedyny plus.Pamiętam, że pozdrawialiśmy światłami innych motocyklistów na drogach jadąc też motocyklem, albo pierwszymi maluchami. Ludzie zagadywali, szukali kontaktu. Ja bardziej stawiam na smartfony, które zastępują generalnie wszystko. Nie da się tylko z nich jeść. Więcej się spotykaliśmy popołudniami, więcej ze sobą rozmawialiśmy. Teraz nawet na spotkaniach większość siedzi z nosem w smartfonie.
Super! Ja też zafascynowany byłem tymi parowozami i też bardzo lubiłem jeździć koleją i przez otwarte okno w wagonie wąchać ten smrodek z komina lokomotywy. A często jeździłem na wakacje do dalekiej rodziny mojej mamy do Czerniewic, to też było woj. bydgoskie.
Mało mam zdjęć z tamtych lat, ale jakoś staram się wpis wspomnieniowy wzbogacić. Brakuje mi zdjęcia takiej kolejki podmiejskiej z lat siedemdziesiątych. Ta na fotce jest dużo późniejsza. Lubię pociągi do dzisiaj.