fot. Anna Kulesz
Sezon wycieczkowy w pełni. Na warszawskiej Starówce ruch ,że przejść spokojnie trudno. Wśród dorodnych młodych ludzi czuję się trochę jak krasnoludek. Kolejne pokolenia dobrze rosną na hormonach którymi pędzi się kurczaki.
Przykawiarniane stoliki wszystkie pozajmowane. Wrzawa zdominowana przez głośny śmiech i śpiew Niemców, którzy rytm wybijają na blatach stolików, chłodząc się piwem. Nie tylko w Warszawie tak się bawią, ale wszędzie gdzie są w większej grupie.
Ktoś gra na skrzypcach zbierając do kapelusza drobne monety na piwo, kanapkę, czy inny cel jaki wyobraźnia podsunie, ktoś inny prezentuje umiejętności taneczne , lub zręcznościowe. Ktoś bierze udział w sondzie ulicznej, a jakaś grupa ludzi protestuje przeciw czemuś, choć w tym zgiełku nie bardzo wiadomo o co chodzi. I zmienia się to wszystko jak w kalejdoskopie, jedni się zwijają, inni stają na ich miejscu.
Takie zabawy zawsze wywołują radość dzieci.
Przechodnie, turyści fotografują albo nagrywają filmy. Aparaty, kamerki, smartfony… bez tego prawie nikt nie rusza się dzisiaj z domu. Dawno, a może nawet nie tak dawno, minęły czasy, kiedy nosiło się z dumą DRUHA. Też dostałam taki aparat w prezencie z okazji Komunii św. Powinien pozostać na pamiątkę, bo to był prawdziwy druh, który towarzyszył mi we wszelkich wydarzeniach, wędrował ze mną na wycieczki , utrwalał na kliszy twarze ważnych ludzi i najmilsze chwile w moim życiu. Trzeba było dobrze się zastanowić co i jak fotografować, żeby nie zmarnować klatki, bo filmy miały ich chyba tylko dwanaście, a cena wcale nie była bez znaczenia dla kieszeni nastolatka.
Na obrzeżach placu stoją dorożki. Dzisiaj wsiada się do nich dla atrakcji, kiedyś stanowiły normalny środek transportu. Kołysały się ciężko kiedy się do nich wchodziło i zajmowało miejsce na miękkiej kanapie wyściełanej zwykle bordowym lub zielonym aksamitem. Przed deszczem i wiatrem chroniła wielka czarna buda ze skóry, która kołysała się na nierównościach drogi.
Wtedy też chyba wszyscy znaliśmy ”Warszawskiego dorożkarza”, którego stworzył Witold Lutosławski, a słowa napisał Jerzy Miller
Ostatni dorożkarz, warszawski dorożkarz
Na Starym Rynku fajkę ćmi
Zawiązał lejce, czeka na gościa
Na dnie w butelce zostawił łyk
Drzemiącej szkapinie nasypał garść owsa
Na restauracji spogląda drzwi
Może ktoś minie taksówek rząd
Na fiakra skinie, chcąc jechać stąd
Oj, nadmuchałby się dzisiaj taki dorożkarz w balonik, nadmuchał…
fot. – to właśnie fragment dorożki z dawnych lat
Ostatni dorożkarz, warszawski dorożkarz
Jak na obrazku z dawnych lat
Prawdziwa rozkosz jechać dorożką
Gdy dmucha chłodny z Powiśla wiatr
O asfalt niemodnie stukają kopyta
I strzela wesoło do taktu bat
Śmieją się gwiazdy i parska koń
Już niebo świta ze wszystkich stron
Dużą atrakcja dla turystów na placu Zamkowym jest też półnagi mężczyzna stojący w weekendy godzinami na głowie , nawet przy temperaturach minusowych. Jest alkoholikiem, jak informuje tabliczka umieszczona na stanowisku jego pracy, a praca ta podobno pomaga mu w wychodzeniu z nałogu i zarabianiu na życie. Częściej stoi na głowie, ale bywa też, że ubrany w kwiatki tańczy w doniczce w rytm głośnej, amerykańskiej muzyki.
Chętnie spędziłabym w tym miejscu cały dzień, ale ciągle gdzieś się spieszę. Ogarniam więc szybko spojrzeniem cały plac Zamkowy utrwalając w pamięci niezwykły, magiczny klimat tego miejsca i zatrzymuję wzrok na tablicy umieszczonej na kolumnie Zygmunta, która ma najdłuższą treść. Ta od zachodniej strony, w tłumaczeniu brzmi tak:
Zygmunt III na mocy wolnych wyborów król polski, z tytułu dziedziczenia, następstwa i prawa – król Szwecji, w umiłowaniu pokoju i w sławie pierwszy pomiędzy królami, w wojnie i zwycięstwach nie ustępujący nikomu, wziął do niewoli wodzów moskiewskich, stolicę i ziemie moskiewskie zdobył, wojska rozgromił, odzyskał Smoleńsk, złamał pod Chocimiem potęgę turecką, przez czterdzieści cztery lata panował, czterdziesty czwarty z szeregu królów, dorównał w chwale wszystkim, albo ogarnął całą.
Zrobiłam oko do króla Zygmunta z szabelką i jak zwykle pognałam na piechotę Krakowskim Przedmieściem… W pociągu zatopię się znowu w przerwanej lekturze nabytej niedawno książki Jana Kochańczyka POLSKA – ROSJA Czas wojny, czas pokoju. Tam też jest o Zygmuncie III Wazie i wielu fascynujących wydarzeniach od czasów Chrobrego do rządów Putina.