DZIEŃ KOTA

Dzisiaj obchodzimy Dzień Kota. Dziwne święta zawsze wprawiały mnie w zdumienie, a więc również ustanowiony niedawno Światowy Dzień Kota. Pewnie od  nienormalności wokół wszyscy kota dostajemy.

2013 IMG_0050fot. Anna Kulesz

 Mimo, że  Dzień Kobiet  niezmiennie kojarzy  mi się z rajstopami, goździkiem i podpisem na liście (skaza, którą nosi moje pokolenie),  to takie podkreślenie ważności kobiet ma podstawy i zdecydowanie wolę  podążać tą drogą, niźli kocią.

 Dlaczego porównuję akurat te dwa święta, dlaczego  kobiety kojarzą mi się   z kotami? Chyba dlatego, że kobiety miewają kocie oczy, kocie ruchy, albo pokazują ostre  kocie pazury. Już w starożytnym Egipcie koty otaczano czcią boską. Boginię miłości i płodności – Bastet, przedstawiano jako kotkę lub kobietę z kocią głową. Podobną mamy zmysłowość, wdzięk, łagodność, ale bywamy też jak koty podstępne i zdradzieckie.

 Święto,  które obchodzimy 8 marca ma wiele plusów, w przeciwieństwie do tego kociego, obchodzonego w lutym. Choćby to, że kobiety w tym dniu zdecydowanie łagodnieją. Stają się delikatne, ciepłe, prawie mruczą i najchętniej posiedziałyby u kogoś na kolanach, dając się zagłaskać w ten jeden wyjątkowy dzień. Łagodnieją też  teściowe i rejestratorki w przychodniach, przybierając ludzki wyraz twarzy.

 To taka niby Wigilia, kiedy wszystkie mówią  ludzkim głosem i nawet się uśmiechają. Niektóre  tak, jak by trzymały w ustach  plasterek cytryny, ale  liczą się dobre chęci.

 Panowie też starają się być radośni, choć  do szczęścia im daleko, bo  nie ma tu zbieżności interesów. Zamiast siedzieć jak zwykle w ciepłym fotelu przed telewizorem z piwem, muszą odstać  swoje w kolejce po kwiaty i, o zgrozo, naruszyć ciułane potajemnie zaskórniaki.

  Generalnie  jednak jest  miło i kolorowo. Wszędzie kwiaty i wszyscy starają się być tego dnia uprzejmi, a panie uśmiechając się  rozsyłają kocie spojrzenia nawet tym, z którymi na co dzień drą koty, bo kierując się swoimi prawami, chodzą jak koty własnymi ścieżkami i nie uznają kompromisów.

 Taką niezależność demonstrował kotek w bajce, którą pamiętam z dzieciństwa. Przychodził kiedy chciał, nie patrzył na to, że babcia ma emerytury tyle co kot napłakał i bezceremonialnie wypijał  mleczko strącając  przy okazji ogonkiem, być może  ostatnie jej jajko.

Pewnie  czynił tak z zemsty za to, że często odwracamy kota ogonem począwszy od wielkiej polityki, a na relacjach rodzinnych skończywszy, kiedy to mąż przyłapany na porannym powrocie do domu usiłuje wmówić żonie, że właśnie wychodzi do pracy. Takie drobne kłamstwo z obawy, że mu kota pogonić może.

 Kot ma też sporo powodów, żeby czuć się źle i  głupio, bo kiedy przebiega sobie  radośnie drogę  tuż przed nami, to obwiniamy go, że robi to umyślnie, żeby przynieść nam pecha. Analogia do bogu ducha winnej zakonnicy, której spotkanie też przyjmujemy jako złą wróżbę.

 Reasumując, to niewykluczone, że nie mam jednak racji kwestionując istnienie Dnia Kota, bo skoro obarczamy je naszymi niepowodzeniami, winimy za kłótliwość, a nawet za stan po obficie zakrapianej kolacji zwany kociokwikiem, to takie święto może  słusznie  im się należy. Tym bardziej, że coraz częściej są nam wsparciem, kiedy swoje związki partnerskie opieramy na kociej łapie.

 W swoich rozmyślaniach wyszukałam sporo podobieństw między kobietą a kotem, ale Ernest Hemingway znalazł istotną różnicę twierdząc, że „Kotom bez trudu udaje się to, co nie jest dane człowiekowi: iść przez życie nie czyniąc hałasu.”

Mój mąż mówi, że kobieta , to też człowiek. No i znowu będziemy darli koty…

NAGŁY PRZYPADEK

To, że piszę na blogu głównie o tym jak można miło spędzać wolny czas nawet wtedy, kiedy się ma już trochę na karku, to nie znaczy, że tylko przyjemne chwile wypełniają moje dni. Wprost przeciwnie, kłopotów różnego rodzaju na co dzień mam tyle co każdy przeciętny Polak, tylko może staram się bardziej, żeby nie zdominowały mojego życia.
Szukam szybkich rozwiązań i zapominam o problemie, ale nie zawsze tak się udaje, bo kiedy dotyczy coś zdrowia, to zwykle trudności się piętrzą, a nie zmniejszają. I wszyscy, bez względu na wykształcenie , przekonania religijne i polityczne, odczuwamy je tak samo boleśnie, z wyjątkiem tych uprzywilejowanych, którzy z publicznej służby zdrowia nie korzystają. Należę niestety do tej pierwszej grupy, mimo, że w lecznictwie przepracowałam wiele lat.

pracafot. arch. własne

Praca odpowiedzialna, interesująca, ale oprócz niskiej emerytury, pozostało mi jeszcze z tego okresu, tylko trochę więcej zrozumienia dla trudnej obecnie sytuacji lekarzy (nie, nie tych z praktyką prywatną) i pielęgniarek niż tym, którzy z funkcjonowaniem  służby zdrowia nigdy się nie zetknęli.
Niczego to jednak nie zmienia, że w nagłym przypadku, kiedy potrzebuję szybkiej, fachowej porady i poczucia bezpieczeństwa, napotykam na ogromne trudności , które budzą rozgoryczenie.

Do głowy nigdy mi nie przyszło, że tak się wszystko w kraju pozmienia. Prawda, że nie tylko w Polsce system zdrowotny padł , ale mnie interesuje to co dzieje się u nas, bo jestem ofiarą dotkliwych zmian właśnie tutaj.
Płacimy duże, w stosunku do dochodów, składki na fundusz zdrowia, to co się z tymi pieniędzmi dzieje? Niekompetencja, rozbudowany i nienasycony system, za dużo ludzi, a za mało lekarzy? A może po prostu za długo żyjemy, albo pomyłka w utworzeniu czegoś co od początku wielu (również lekarzy) uważało za bezsensowne.

Wszystko się na to składa i nie ma co spekulować. Takie dzisiaj czasy, że rządzi chęć zysku, a nie człowieczeństwo, więc każdy chce przede wszystkim, upiec swoją pieczeń, a w tym przypadku na pewno nie pacjent obraca rożnem. On tylko jest ze wszystkich stron, przepychany i oszukiwany, a pieczystym zajada się gospodarz.

Oczywiście, upust złym emocjom dajemy dopiero wtedy, kiedy bezpośrednio nam się przydarzy coś nagłego. Doświadczyłam tego niedawno, kiedy z niewyobrażalnym bólem uszu usiłowałam dostać się do laryngologa. Ale obowiązują skierowania, więc musiałam wykupić prywatną wizytę mimo, że mam aktualną kartę w przychodni. Oczywiście nie kwestionowałam, bo to nie bazar i takie obowiązują przepisy (żeby jeszcze bardziej umęczyć chorego), a z bolącymi uszami oddałabym ostatnie pieniądze, żeby tylko uzyskać pomoc. Tylko po co ja płacę regularnie te składki? Niewiele korzystam, a jak muszę , to też nie bardzo mogę. Badania dodatkowe też robię prywatnie, bo leczenie na „chybił trafił” nie daje dobrych rezultatów, a lekarze oszczędzają ( to mnie akurat nie dziwi, bo i z pustego…), więc wolę sama z czegoś zrezygnować i za nie zapłacić, a nie przepłacać zdrowiem kolejne próby.
Podobnie robi wielu, bardzo wielu pacjentów, a co dzieje się z tymi, którzy nie mają tych „ostatnich pieniędzy” nawet na nagłe przypadki? Oby nikt nie musiał się o tym przekonać na własnej skórze.

KONCERT DLA WOLONTARIUSZY

SONY DSCfot. G. Jasiński

Dzisiaj śpiewaliśmy program  kolędowy dla wolontariuszy w Caritas Archidiecezji Warszawskiej, przy Krakowskim Przedmieściu. Dla nich był ten koncert, wzbogacający spotkanie opłatkowe. Dla ludzi, którzy bezinteresownie pomagają chorym w najtrudniejszych chwilach. Którzy ofiarują pomoc fizyczną i dzielą się serdecznością i sercem z bezradnymi i chorymi. Nie sądziłam, że aż tylu młodych ludzi podejmuje się tej trudnej opieki. Ale i takich w dojrzałym wieku jest wielu. Zarówno mężczyźni jak i kobiety. Muszą to być wyjątkowe osobowości.

Miło było śpiewać dla nich. Serce za serce. I reakcja słuchających potwierdziła, że się udało. Sprawiliśmy im dużą przyjemność. Zespół zrobił spore wrażenie i bardzo się podobał mimo, że śpiewaliśmy a capella, bo pianino z jakiegoś powodu się rozregulowało. A może to nawet sprawiło, że taki śpiew wydobył całą głębię dźwięków i był jeszcze bardziej atrakcyjny.

Po koncercie zaproszono nas na poczęstunek , który poprzedziła wspólna modlitwa i dzielenie się opłatkiem. Ciasta wyśmienite, chyba po części własnego wypieku, serdeczna atmosfera towarzyszyła przez kilka jeszcze chwil spotkania.

 A oprócz tego  mamy już za sobą koncert ” Piosenka przypomni ci…”  w Mazowieckim Instytucie Kultury, „Najpiękniejsze kolędy znane i nieznane” w Bemowskim Centrum Kultury Art.Bem, program z lekkimi piosenkami w Klubie Kultury Saska Kępa na VI edycji Senioraliów i na zakończenie karnawału z okazji tłustego czwartku, „Będzie, będzie zabawa…”   w DK „Orion”.

Teraz przygotowujemy kolejne programy, bo zaproszeń jest dużo, a czasu mało, wiec ćwiczymy intensywnie.

Ostatnio byłam chora i najbardziej  brakowało mi tych prób i spotkań z zespołem.

A poniżej link , który przeniosłam z FB ze strony organizatora I Międzynarodowego Festiwalu Poloneza w którym brał udział nasz zespół Ale Babki Plus. W kategorii Zespoły, otrzymaliśmy I miejsce.

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie