ŚWIĘTA GÓRA GRABARKA – wyjątkowe miejsce
18 i 19 sierpnia odbywa się uroczystość Przemienienia Pańskiego na Świętej Górze Grabarka. To najważniejsze święto prawosławne. Każdego roku oglądam w telewizji transmisje z tej uroczystości wsłuchując się z ogromnym zainteresowaniem w słowa przewodnika – narratora. Jestem pod wrażeniem mszy prawosławnych, której uczestnicy modlą się z ogromną wiarą, w skupieniu , z zaangażowaniem. Jak tylko nadarzyła się okazja wyjazdu w to miejsce z wycieczką, to zgłosiłam się natychmiast. Chciałam dotknąć klimatu tamtego miejsca, chciałam doświadczyć jego wzniosłości.
Góra Grabarka zasłynęła w 1710r., kiedy na Podlasiu szalała epidemia cholery. Pewien starzec doznał we śnie objawienia, że ratunek można znaleźć na pobliskim wzgórzu. Ludzie poszli tam, niosąc ze sobą krzyże. Modlili się, obmywali swoje ciała w źródełku u podnóża góry i pili z niego wodę. W kronikach siemiatyckiej parafii zapisano, że dzięki wizji staruszka, schroniło się tam i znalazło wtedy ratunek od choroby około 10 tys. ludzi. W podziękowaniu za cud zbudowano na tym miejscu drewnianą kapliczkę Przemienienia Pańskiego, która podpalona spłonęła doszczętnie w roku 1990. Na tym miejscu powstała nowa murowana cerkiew. Do dzisiaj jest to miejsce, gdzie ludzie szukają nadziei, ukojenia i pocieszenia w smutkach i chorobach.
W 1947r. na Świętej Górze powstał prawosławny żeński klasztor św. Marty i Marii, a od 2000 roku znajduje się tam Iwierska Ikona Matki Bożej, która powstała na Świętej Górze Atos i została podarowana na pamiątkę 2000 lat chrześcijaństwa.
Pielgrzymi i turyści odwiedzają to miejsce przez cały rok, obmywają ciała i piją wodę z intencjami i nadzieją.
Stawiają krzyże różnej wielkości robione na miejscu, albo przywożone ze sobą. Ważne, że trzeba zrobić je samodzielnie.
Ogrom krzyży robi wrażenie. Tyle w nich nadziei, tyle serca i zapewne otrzymanych łask. Każdy krzyż, to osobna prośba, osobna tragedia, albo podziękowanie, choć zwykle częściej prosimy niż dziękujemy. Miejsce wyjątkowe, które zmusza do refleksji, zastanowienia się i… modlitwy.
CUD NAD WISŁĄ
Z dużym wzruszeniem przypominam sobie każdego roku o tej porze, wycieczkę, w której programie była okolica wsi Zadwórze.
Miejsce określane jako Polskie Termopile. Idzie się długo wzdłuż torów. Mija nas pociąg,
A my mijamy ocalałe nieliczne chaty
i mieszkających tam jeszcze Polaków, którzy ocierają łzy przy spotkaniu z nami, częstują jabłkami…
Dzieci za nami biegną, mówią po polsku…
Trudne dojście do miejsca, gdzie odbyła się bitwa. Pamięć o nim przetrwała dzięki mieszkającym tam Polakom. To oni zadbali o przetrwanie pamięci, kiedy nie wolno im było tego robić. Potem z wycieczkami trafiali nieliczni. Dopiero teraz , a jest rok 2020, bardzo nagłaśnia się i nadaje odpowiednią rangę i szacunek temu miejscu. Tam, 17 sierpnia 1920 roku na stacji kolejowej,
33 kilometry od Lwowa, odbyła się heroiczna bitwa podczas trwającej wojny polsko-bolszewickiej, w której polskie siły zbrojne rozgromiły Armię Czerwoną. Pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego,
przez 11 godzin walczyło 330 młodych polskich ochotników i polegli bezimiennie.
Dzięki matce jednego z poległych udało się zidentyfikować ciało czternastoletniego chłopca, którego pochowano w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Z ciał poległych wzniesiono kopiec
Ta bitwa opóźniła dotarcie armii Budionnego do Warszawy, co przyczyniło się do “Cudu nad Wisłą”.
W hołdzie poległym bohaterskim chłopcom złożyliśmy wieniec od naszej grupy.
“Sowieci, rozwścieczeni oporem Orląt, rąbali ich szablami, rannych dobijali kolbami. Zabitym odcinali głowy, ręce i nogi. Pozostali przy życiu ranni oficerowie ostatnimi nabojami odbierali sobie życie.” (cyt. z książki „Zadwórze 1920” autorstwa prof. Wiesława Wysockiego.)