Wtedy były najpiękniejsze Święta Bożego Narodzenia, choć czasy trudne. Nie pachniały pomarańcze, bo ich po prostu nie było, ale pachniał najlepszy na świecie piernik z orzechami pieczony przez tatę. Z nim też ubierałam choinkę i sklejałam tekturową stajenkę w czasie, kiedy mama przygotowywała potrawy wigilijne. Jednak cała moja uwaga i emocje skierowane były na wyczekiwanego mikołaja. Czasami przychodził w trakcie wieczerzy, a czasami trochę się spóźniał, ale wtedy aniołek ratował sytuację i jako pierwszy wrzucał prezenty pod choinkę kominem. To właśnie od niego dostałam wymarzoną dużą lalkę i drewnianego kominiarza spadającego z drabiny, który był zaskakującą niespodzianką, a okazał się ulubioną zabawką.
Niech te Święta będą dla wszystkich odwiedzających mój blog, tak ciepłe i beztroskie, jakie ja zachowałam w swojej pamięci, bo nie jest ważne co na stole, bo prezenty też nie mają większego znaczenia. Ważne, żeby serce było pełne miłości i wolne od wrogości.