Oglądanie zdjęć, to duża dla mnie przyjemność. Każde jest jakąś osobną historią. Utrwala nie tylko zdarzenia, ale również nastrój, przedmioty, miejsca.
Mam w swoich zbiorach kilka takich szczególnych. Igraszki dwojga młodych ludzi w parku. Przystojny brunet obejmuje kibić roześmianej dziewczyny o słowiańskich rysach twarzy. Oboje sprawiają wrażenie bardzo zakochanych. To moi Rodzice. Tata ma na sobie takie śmieszne spodnie, które nazywano pumpami.
Jest lipiec tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku i choć mówi się o wojnie, to nikt nie przypuszcza, że pierwsze bomby spadną na kraj za niespełna dwa miesiące.
Młodzi planują ślub i życie toczy się niby normalnie. Okaże się jednak, że przez kolejne sześć lat nic nie będzie normalne. Łapanki, strach, naloty, brak jedzenia, przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Oni jeszcze o tym nie wiedzą. Śmieją się. Mają niewiele ponad dwadzieścia lat i nie wierzą w plotki o wojnie. Dociera to do nich dopiero wtedy, kiedy ich przyjaciółka o korzeniach niemieckich, opuszcza nagle Polskę, z całą swoją rodziną. Ona wie na pewno, że wojna wybuchnie. Dziewczyny, bardzo ze sobą zżyte od najmłodszych lat, zalewają się łzami. Rozstanie… to niemożliwe. Przecież są jak siostry i Helena ma być świadkiem na ich ślubie…
Do małżeństwa moich Rodziców dochodzi jednak dopiero w czasie wojny. Zima tysiąc dziewięćset czterdziestego roku okazała się wyjątkowo mroźna i śnieżna, ślub był skromny, a przyjęcie pod znakiem strachu, w domku siostry mamy, oddalonym od centrum miasta.
Portret młodej pary wykonał sam mistrz fotografii, Edward Hartwig,
który podźwignął się jakoś po tym, jak bomba zniszczyła rodzinną pracownię, zaraz na początku września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. W Lublinie wielu robiło sobie u niego zdjęcia.
Wtedy, na tym spacerze, młodzi nawet nie pomyśleli, że doczekają złotych godów. Nie wiedzieli też, że córka, która urodzi się już po wojnie, napisze dla nich na tę okazję, rymowane życzenia. Życzenia, które wzruszą nie tylko jubilatów, ale i zaproszonych na uroczystość, gości.
Moim Rodzicom
Gdyś błogosławił Panie ten związek
wśród strzałów armatnich
łapanek i strachu
biała sukienka drżała na wietrze
przyprószył się śniegiem
garnitur Taty
Lat temu było pięćdziesiąt równiutko
gdy słowa przysięgi
oboje składali
i przez burze wojny, stalinowskie czasy
do wesela złotego
tak razem dotrwali
Gdy w Lublinie Niemcy ludzi mordowali
trudno było zdobyć
choć chleba czerstwego
syn Wam się urodził, żeby za pół wieku
z innymi tworzyć w Polsce
rząd Mazowieckiego
Kiedy bliska była wyzwolenia chwila
a Ty Tato szedłeś
z frontem do Berlina
w lubelskiej piwnicy, w wilgoci, przy świecy
Mama urodziła
Wam drugiego syna
Potem była Bydgoszcz
ślady kul na murach
kamienica stara
okna od podwórka
dziecko trzecie przyszło
na świat – wymarzona córka
Przez te lat pięćdziesiąt
przeżyliście dużo
były chwile grozy i chwile radości
dziś życie zakłada
Wam złote korony
niech też nie zabraknie zdrowia i miłości
Siedzę zamyślona nad tą starą rodzinną fotografią, ale oczy tak jakoś dziwnie szczypią… postacie stopniowo rozmazują się, aż zupełnie znikają…