To było nie tak dawno. Nie tak dawno, ale zdecydowanie wagowo dużo mniej…

Nie rozpaczam, że siedzę w domu od kilku lat choć uwielbiam takie zabawy, duże zabawy na dużych salach. Trudno, pewnych spraw zmienić się nie da…
To było nie tak dawno. Nie tak dawno, ale zdecydowanie wagowo dużo mniej…
Nie rozpaczam, że siedzę w domu od kilku lat choć uwielbiam takie zabawy, duże zabawy na dużych salach. Trudno, pewnych spraw zmienić się nie da…
Dzieci uwielbiają książki, a takiego wyboru i takiej ilości jak obecnie nie było w czasach mojego dzieciństwa i nie we wszystkich rodzinach czytano je najmłodszym. Ja miałam szczęście słuchać ich nie tylko przed snem, ale i w ciągu dnia. Często, żeby odwrócić moją uwagę od jedzenia, które mogło w ogóle nie istnieć. Poza tym spędzałam sporo czasu przeglądając sama wszystkie jakie były w domu. Przeglądając, bo czytać jeszcze nie potrafiłam. Ulubioną księgą był Leksykon Everta, Trzaski i Michalskiego Encyklopedja Powszechna Ilustrowana A-Z wydana w 1935 roku.
Ileż tam było ciekawych obrazków, kolorowych tablic , ale najbardziej intrygowała ta z bakteriami i mapa Polski o której tak ciekawie opowiadali rodzice.
Ta mapa z 1939 roku nie była aktualna po moim przyjściu na świat, a bliska przeszłość kraju bolesna i tragiczna. Nie mam wątpliwości, że to oni rozwinęli we mnie zainteresowanie Krajem i tym jaka była naprawdę sytuacja w Polsce powojennej.
Byłam mała, ale jakoś nie było tendencji, żeby chronić dzieci przed treściami wzruszającymi, przed informacjami o minionej wojnie czy sytuacji w kraju zaraz po. Wiedziałam, że wielu informacji nie wolno mi powtarzać nigdzie, ale je zapamiętać.
Płakałam nad losem Robinsona Kruzoe,
, Bobika od Franciszkanów,
czy nawet przy baśniach ze zbioru U wrót zaklętego świata. To moje kochane książki.
Może dzięki temu i rozmowom z rodzicami, którzy tłumaczyli odpowiednio trudne sytuacje opisywane w nich, nauczyłam się dystansu do siebie i różnych życiowych problemów. Może to nauczyło mnie jak radzić sobie w trudnych momentach. Może to rozwinęło moją empatię. Nie wiem… nie ma złotego środka na wszystko. Najlepszy jest umiar i różnorodność.
Niezwykle cenię stare książki. Przybywa im lat tak jak mnie i często po nie sięgam jak wtedy kiedy miałam lat kilka. W tej O Sierotce Marysi bardzo interesujący jest staropolski język, którego dzisiaj moje wnuki nie mogą zrozumieć, bo wiele słów wyszło z użycia. Przez to jest jeszcze bardziej cenna.
No i perełka, choć bardzo zniszczona, to pamiątka z domu rodzinnego mojej mamy. Wydana w 1916 roku dobiega stu lat. Czytana przez cztery pokolenia i tyle samo obecna w mojej rodzinie
Mogłabym jeszcze wymieniać długo. Zajmują całą osobną półkę. Ciągle je przeglądałam i z nich uczyłam się literek przed pójściem do szkoły.
Gdybyśmy wszyscy spróbowali spojrzeć na świat sercem, jak dziecko, odrzucając ciągłą krytykę, nienawiść i podporządkowywanie sobie innych według swoich oczekiwań, to pewnie świat byłby lepszy.