“Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
Tłusta oliwa.
Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha …”
Ten wiersz Juliana Tuwima znają chyba wszyscy, ale nie wszyscy pamiętają takie lokomotywy. Można je oglądać już tylko w muzeach.
Kilka lat temu najmłodsi w rodzinie poprosili o wycieczkę do Muzeum Kolejnictwa. Mam szczególny sentyment do tego miejsca, bo w budynku dawnego Dworca Warszawa – Główna, mieszkała przyjaciółka mojej mamy, u której zatrzymywałyśmy się w czasie przesiadki, jadąc z Bydgoszczy do Lublina. Obiad, albo kanapki i ciepła herbata wzmacniała nas przed dalszą podróżą, a niezwykle serdeczna i wesoła “ciocia” Marysia dodawała energii. Taszczyłyśmy ze sobą sztywne walizy, których boki wzmocnione, czy ozdobione były drewnianymi listewkami przykręcanymi z zewnątrz, a zamykało się je na metalowe zamki – klamerki. Dzisiaj nie potrafię odgadnąć jak drobna kobietka , jaką była moja mama, dawała sobie radę z małym dzieckiem, torbami i tymi walizami jak kufry. W pociągach tłok był zwykle niemiłosierny, zdarzało się nawet, że wchodzono przez okna (tak! dzisiaj nie do uwierzenia), były awantury o źle wydane miejscówki, ale jak już się wszyscy usadowili, to częstowano się czym kto miał i zagadywano . Jedni spali zakrywając się płaszczami wiszącymi na wieszaku, inni ściągali buty uwalniając z nich zmęczone stopy i opierając je czasami na przeciwległej ławce 🙂 Nie pamiętam, żeby czytano, ale pamiętam, że zdecydowana większość spędzała podróż na rozmowach. Opowiadano o sobie o swoich kłopotach. Dzisiaj nazywa się to naruszaniem prywatności 🙂 W przedziałach wytwarzała się przyjazna atmosfera. Kiedy trochę podrosłam zdarzało się, że odbywałam podróż sama pod opieką wybranej przez rodzica obcej osoby spośród podróżnych, którą proszono o opiekę nade mną. O, ludzie!!! dzisiaj to chyba nie do pomyślenia. Na stacji docelowej oczywiście zawsze ktoś z rodziny na mnie już czekał. Pociąg uważany był za miejsce bezpieczne, a ludzie za godnych zaufania. Bardzo lubiłam wsłuchiwać się w stukot kół, który natychmiast mnie usypiał, a w pamięci pozostał przeciągły gwizd pociągu i zapach siwo – białego dymu wyrzucanego kłębami z komina lokomotywy.
A dzisiaj pojechaliśmy do Muzeum Kolei Wąskotorowej w Sochaczewie. Sporo tam chodzenia, ale można odpocząć na ławkach.
Jest tutaj około 130 pojazdów, które kiedyś poruszały się trasami kolei wąskotorowych.
Pociągi niezmiennie kojarzą się z pożegnaniami i powitaniami.
O, w dyżurce nie ma komputera…