Archiwa tagu: SŁOWIANKA ilustracje Anna Kulesz

SŁOWIANKA cz.3 w szponach rozbójników

Szczęściwa i Mirko spali pod pałatką snem sprawiedliwych. Nie zbudzili się, gdy przez polanę przemknęło kilka ciemnych zjaw. W kilka chwil oboje mieli zarzucone worki na głowy. Jeszcze chłopak w półśnie dźgnął na oślep nożem do tyłu i najwidoczniej trafił, jako że usłyszał przekleństwo w jakiejś dziwacznej mowie. Po chwili związani siedzieli oklep na koniach, które napastnicy wiedli w nieznane. Niewiasta nie wpadła w panikę. Wszak bywała w poważniejszych tarapatach i z każdej opresji wyszła w miarę szczęśliwie, dzięki swym umiejętnościom, które ludzie uważali za nadprzyrodzone. Martwiła się bardziej o swoich towarzyszy. Ale nieustannie wierzyła w potęgę magii swego zawołania.

(…) Jeńców wieziono nie więcej niż trzy mile. Zostali zsadzeni na ziemię i zdjęto im worki z głów. Rozejrzeli się ciekawie wokół. Obozowisko bandytów stanowiła spora grupa schludnych i porządnych namiotów niespotykanego kroju. Na skraju owej namiotowej osady płonęło kilka ognisk, nad niektórymi z nich wisiały kociołki lub obracało się coś na rożnie. Po obozie kręciły się postacie niewieście. Przy największym palenisku siedział na pniaku, zgadując z ubioru, herszt bandy i pomagając sobie nożem obgryzał wielki barani gnat. Zbójcy pchnęli brańców w jego kierunku. Ten podniósł oczy znad swojej kości i spojrzał na nich badawczo. Znieruchomiał z otwartą gębą, a posiłek wyleciał mu z ręki na zdeptaną trawę. Złoczyńcy widząc poruszenie swego naczelnika obnażyli krzywe pałasze.

– Precz! – rzucił im dowódca. Skonsternowani rabusie odsunęli się o kilka kroków. A on ujął nóż i zbliżył się do kobiety i młodzieńca.

(…) Herszt bandy ukląkł przed Eleutherą i nożem zaczął rozcinać jej pęta.

– Wybaczcie, pani – mitygował się. – Teraz nastały takie parchate czasy, iż najpierw należy bić, a dopiero pytać, kto zacz.

Zaskoczenie było obopólne. Niewiasta rozpoznała w tym człowieku dowódcę Herodowych Sarmatów. Rozejrzawszy się wokół, widziała same znajome gęby. Iluż z nich składała gnaty potłuczone w potyczkach czy zwykłych karczemnych burdach i zszywała rozmaite rany. A na pewno każdemu z nich przynajmniej raz wyleczyła potężny pochmiel, jako że owi żołnierze uwielbiali raczyć się najlepszymi winami bez dodatku wody.

SŁOWIANKA cz.1 Misza

Wczesnym rankiem podróżni, posiliwszy się plackami, serem i naparem z suszonych liści poziomki, oporządzili konie i żwawo udali się w dalszą drogę. W świetle dnia można było przypatrzeć się podróżnym. Na czele pochodu stąpający miękko wielki i barczysty mężczyzna, zwany Miszką lub Medwedem, lat był może trzydziestu kilku. Płowe włosy, poprzetykane gdzieniegdzie pasemkami przedwczesnej siwizny, okalały jego szczerą twarz. Mądre, błękitne oczy spod gęstych brwi wodziły miarowo na boki, zdradzając niezwykłe obycie z puszczą. Miszka odziany był w luźny lniany kaftan, spod którego widać było rozpięte pod szyją białe giezło przepasane barwną krajką. Nogawice portek zawiązane były pod kolanami, a na nogach miał miękkie obuwie sporządzone ze skóry jelenia, mocowane rzemieniami do łydek. Podeszwę owych pantofli stanowiła gruba, aczkolwiek miękko wyprawiona skóra z bawołu wodnego, materiał praktycznie nie do zdarcia. Owo ulepszenie pozwalało także posuwać się bezszelestnie. Słowianin dzierżył w dłoni masywny kij, którym od czasu do czasu próbował twardość gruntu lub też odsuwał przeszkadzające w pochodzie zarośla. Zza pasa wystawała mu długa na półtorej stopy rękojeść franczeski, niewielkiej siekierki przeznaczonej do rzucania. U lewego boku zwisała pochwa jakiejś niezbyt długiej broni siecznej, być może pałasza o szerokim ostrzu. Za nim szedł wielki kasztanowaty koń, widno potomek owych słynnych flamandzkich rumaków, które nie tak dawno wraz z rzymskimi kohortami wjechały triumfalnie do Londinium . Od czoła do nasady garbatego nosa miał białą plamę, a na potężnej piersi maść jego była jaśniejsza. Po bokach szerokiego siodła zaopatrzonego w strzemiona niósł on dwa spore juki, a także pakunek na grzbiecie. Zwierzę kroczyło tuż za swym panem tak lekko, jakby w ogóle nie czuło ciężaru swego ładunku. Wydawało się, że Miszka i koń stanowią nierozłączną parę, tak ich wygląd i sposób poruszania się był podobny.