Wszystkie wpisy, których autorem jest admin

ŚWIĘTO ANNY NA AMBONIE

26 LIPCA  W  RUMUNII

Wszyscy lubimy niespodzianki. Miłe niespodzianki oczywiście, a do takich właśnie zaliczam dzień swoich imienin na wycieczce w Rumunii. Imieniny, jakich nawet bym sobie nie wymarzyła. Program w tym dniu, przypadkowo obfitował w wiele atrakcji. Tak się po prostu zbiegło. Już z samego rana zrobiło się  potrójnie miło i słodko w autokarze,

bo były trzy solenizantki, więc życzeń, uścisków i całusów było trzy razy więcej. Zwiedziliśmy kilka miejsc i po obejrzeniu saskiego kościoła warownego w Biertan,

dotarliśmy do  Sighiosoary, by z zabytkowej Wieży Zegarowej , która była kiedyś elementem  fortyfikacji miasta, podziwiać okoliczne widoki.

Uwagę zwraca niezwykle  piękny dach wieży, dzieło dwóch artystów z Tyrolu i oczywiście zegar  z ruchomymi figurkami, zamontowany w 1648 roku.

U podstawy wieży, która ma 64 m wysokości, rozciąga się rynek z promieniście odchodzącymi uliczkami, wabiący barwnymi straganami pełnymi   regionalnych wyrobów, pamiątek  i słodkimi atrakcjami. Bardzo chętnie kupowane są przez turystów rurki , a biorąc pod uwagę wielkość –  to całe rury, opiekane na wałkach. Jeszcze gorące posypuje się różnymi posypkami, często z dużą ilością cynamonu. Miękkie w środku z chrupiącym wierzchem są bardzo chętnie kupowane i doskonale sycą.

*

Obejrzeliśmy też dom narodzin hrabiego Drakuli, jako uzupełnienie wczorajszego zwiedzania zamku Drakuli w Bran.

Dreszczyk emocji na wycieczce związany z krwiopijcą, to tak jak rozgryzione ziarnko pieprzu w łagodnej potrawie.

Po powrocie do Bazny,

gdzie nocowaliśmy, czekały już powozy,

które zawiozły nas  do ufortyfikowanego kościoła w wiosce Boian. Zarówno w tej jak i innych wioskach znajduje się po kilka świątyń różnych wyznań, zwłaszcza stare kościoły po ewangelickie, budowane jako warownie obronne. Trasa wiodła przez  wzgórza, na których rozciągają się

pola uprawne,

łąki, lasy a przy drodze  małe , ustawione szeregowo domki.

Po kilkunastu kilometrach dotarliśmy do celu.  Już z zewnątrz widok świątyni przenosi wrażliwe natury w zamierzchłe czasy i uaktywnia wyobraźnię.

Kościół wybudowano w XV w. Obecnie jest nieczynny. Nawet prace konserwatorskie rozpoczęte w latach 1968 – 1969 nie są kontynuowane. Kraj wyniszczony czasami ostrego komunizmu dźwiga się z trudem, więc sytuacja taka nie dziwi , a oglądać świątynię można dzięki uprzejmości mieszkańców, którzy w jakiś sposób  chronią te miejsca przed zapomnieniem.  Na ścianach utrzymały się jeszcze polichromie z XVI w.

Zachowały się też dwie ambony i ołtarz.

*

Na tę starszą ambonę wiodły bardzo zniszczone schody, ale to właśnie one zachęciły do wspięcia się na mównicę.

Tego dnia weszły tam trzy solenizantki Anny i zachęciły resztę grupy do wspólnego śpiewania budząc stare mury i zakamarki świątyni z uśpionej tam dawnej historii. Poszybowało ku sklepieniu

uroczyste “Sto lat” i  “Plurimos Annos” , a doskonała akustyka tego wnętrza zachęcała do dalszego śpiewania.

Cóż mogło być bardziej odpowiedniego co nie sprofanowałoby tego świętego miejsca, od   “Kochajmy się, szanujmy się, dopóki czas nam sprzyja…”. A skoro sacrum, bo kościół i dzień naszej patronki św. Anny, czyli Babki Chrystusa, to i wino czerwone się pojawiło jak w Kanie Galilejskiej , ku ogromnemu dla wszystkich,  zaskoczeniu. Wniesiono je niespodziewanie na błyszczącej niczym srebro tacy, w szklanych pucharach…Rumuni posiadają klasę… nie były to turystyczne plastikowe kubeczki 🙂

Przed kolacją również czekały na nas lampki czerwonego wina, a po posiłku na scenie, usytuowanej po środku sali, pojawił się regionalny zespół wokalno – taneczny.

Radośni młodzi artyści porwali nas do wspólnego tańca i śpiewania.

Podskoki, obroty i żywiołowa rumuńska muzyka prowokowała do śpiewania z zespołem.

W takim nastroju  zakończył się mój imieninowy dzień na wycieczce, w małej miejscowości Bazny, położonej w rumuńskim Siedmiogrodzie z barwnymi wspomnieniami, które teraz będą wzbogacały moje sny,

a drobne ozdoby którym oprzeć się nawet nie staram, przypominają kraje które odwiedzam.

 

RUMUNIA – BAŚNIOWY KRAJ

RUMUNIA

To już trzeci dzień od powrotu z wycieczki do Rumunii, a mnie nie udało się zrobić wpisu. Wycieczka trwała tylko pięć dni, nie licząc dwóch dni dojazdowych, ale wrażeń jest ogromnie dużo i tysiące zdjęć, dlatego nie potrafię wybrać tych najistotniejszych, bo wszystko wydaje mi się ważne.

Rumunia bardzo mnie zaskoczyła. To zupełnie inny kraj niż ten  jaki pamiętam  z lat osiemdziesiątych. Widać jak nowe wkracza w stare. Dzięki dotacjom powstają  nowe drogi i autostrady choć jeszcze  nie na taką skalę  jak u nas.

Domy raczej się odnawia, a nie buduje, bo społeczeństwo nie jest bogate.

Rumunia to kraj wielu kultur, wielu wyznań a jednak wszyscy  się dogadują. Sąsiadują ze sobą, spotykają się.

Rumuni świadomi są swojego pochodzenia,  historii  sięgającej czasów rzymskich. Szanują tradycje i pielęgnują legendy, przesłania, a nawet przepowiednie ludzi starszych.

Przepełnieni są duchowością, nie wstydzą się wyznawanej religii o czym świadczą m.in.  charakterystyczne krzyże z wizerunkiem Chrystusa w bardzo wielu miejscach przy drogach, na prywatnych posesjach, na polach. Także   symbole wyznawanej religii usytuowane są na zwieńczeniach dachu.

Ludzie są serdeczni, życzliwi, pełni  radości, chęci  do zabawy i tańca. Polacy są wymieniani jako najbardziej lubiany przez nich naród. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo jednak nasze wyobrażenie o tych relacjach jest nieco inne. Jakoś zawsze Rumunię kojarzyłam z Cyganami, a Rumuni, których widujemy często na naszych ulicach nie pasują do tego co zobaczyłam na miejscu. Cyganie tam też zamieszkują, ale po prostu są jako jedna z wielu nacji.

Poza tym, pamiętam jeszcze bardzo niemiłe traktowanie nas na przejściach granicznych w czasach komunistycznych za rządów Nicolae Ceaușescu,  jak i sam przejazd przez to państwo, kiedy uciekaliśmy w popłochu z parkingu, żeby zachować to co przy sobie mieliśmy. Dzisiaj nawet mnie to nie dziwi, bo była tam wtedy ogromna bieda i strach. Kraj zaczął odżywać dopiero po śmierci dyktatora. Wiemy jak trudno się podnosić i jak trudno odzyskać dobre imię. Rumuni wkładają dużo serca i wysiłku, żeby zmienić postrzeganie ich w świecie, ale żeby się o tym przekonać trzeba tam pojechać.

*

Są solidni , serdeczni, gościnni i uśmiechnięci i czyści co ma dla podróżujących turystów ogromne znaczenie.

Jedzenie jest dobre, naturalne  z dużą gamą serów kozich i owczych, kiszonki, pasty warzywne, wspaniałe gołąbki w liściach kwaszonej kapusty,

rewelacyjne lody i tanie wina  dobrej jakości. Ceny towarów porównywalne do naszych.

Tylko ta Palinka…  tradycyjna rumuńska śliwowica, której poszukują turyści i zachwycają się,  a u mnie  sam zapach  wywołuje zawrót nie tylko głowy. Ten zapach przywołał wspomnienie pierwszego kontaktu z Litwą też z lat siedemdziesiątych, kiedy miałam okazję poznać “czar” tego trunku, choć robiony z innych surowców niż ten rumuński. Dla mnie jeden czort. Zdecydowanie wolę upajać się rumuńskim krajobrazem.

Pośród dziewiczych lasów zamieszkałych przez niedźwiedzie, które często się tam spotyka,

wiją się  serpentyny dróg na zboczach gór,

mniej lub bardziej stromo

pośród lasów, wąwozów, nad brzegiem strumieni i jezior.

Góry stanowią  1/3 powierzchni kraju a ich łańcuch  przechodzi przez środek kraju. Góry to główne  źródło wody Rumunii. Potoki i  jeziora których jest aż 3500 urozmaicają widoki. Przy drogach kolorowe domki, choć w większości skromne.

W górach zwykle drewniane, na terenach płaskich murowane.

Uwagę przykuwają drewniane bramy wejściowe, charakterystyczne dla obszaru Maramuresz, rzeźbione fantazyjnie motywami kwiatowymi i roślinnymi. Zwykle wyglądają bogato co  nie oznacza  bogatego gospodarza. Jest to po prostu element kultury tego regionu nigdzie na świecie  nie spotykany.

Obok opuszczonych chałup, kończących swój żywot , drugie życie dostają te nabywane przez nowych właścicieli.

Malowane  ostrymi barwami , wyraźnie odcinają się od szarości pozostałych. Najczęściej używany jest żółty, koralowy, fiolet, różowy i zielony. O gustach się nie dyskutuje. Jednym się to podoba inni wolą pastelowe barwy. Ja lubię  kontrasty i żywą kolorystykę jak różnorodność barw w cygańskich sukniach. To wyzwala energię i radość.

Kolorowe są wsie i małe miasteczka przez które wiedzie droga, ale i w miastach spotyka się tak pomalowane domy.

Zabudowa nie jest wysoka, w wielu miejscach zachowane piękne stare budynki, wspaniałe zabytki, których bezmyślność ludzka i furia nie zdążyła unicestwić.

*

Tutaj historia otwiera swoje drzwi.Jest na wyciągnięcie ręki.

Niestety część została bezpowrotnie utracona, kiedy w czasach komunizmu wyburzono w Bukareszcie ogromny obszar starego miasta; zabytkowe cerkwie, monastyr z XVII w i wszystko co przeszkadzało w budowie kolosalnego Domu Ludu , symbolu pychy jednego człowieka.

Likwidowano nie tylko zabytki Bukaresztu, ale wszystkich miejsc, które mogłyby przypominać dawną historię  państwa. Nigdy tego nie zrozumiem. To jest po prostu barbarzyństwo.

Po ponad dziesięciu latach od naszej wycieczki jest na ukończeniu powstająca obok Parlamentu gigantyczna prawosławna Katedra Zbawienia Narodu. Sobór ma być symbolem przywrócenia narodowi jedności z Bogiem po latach komunistycznego reżimu. Cerkiew jest zwolniona z podatków i to państwo wypłaca pensje duchownym choć według konstytucji jest ono laickie. Zdjęcia są w sieci.

Efekty tych komunistycznych zmian widać w Bukareszcie w zabudowie charakterystycznej dla architektury tego okresu. Szare i proste. Budynki kostki.

Rumunia jest czysta, choć skromna  i widać tę dbałość we wszystkich miejscach, choć na szczęście nie są to jeszcze ogródki z przyciętymi równo trawnikami i iglakami we wszystkich jednakowo. Tutaj każdy domek  ma swój charakter, przy każdym domku inaczej rosną kwiaty. Dużo jest roślinności naturalnej i oby tak pozostało, ale w większych miastach już się to zmienia.

*

*

Na tle ubogiego generalnie państwa, zdecydowanie wyróżniają się okazałe cygańskie pałace w Huedin, ale czy to właśnie Cyganie tworzą tę bogatą klasę, tego nie wiem.

*

Klasy średniej w Rumunii w zasadzie jeszcze nie ma. Są tylko biedni i bardzo bogaci. Tak jak u nas jeszcze niedawno.

Niezwykle atrakcyjny, jedyny na świecie,  jest Wesoły Cmentarz w miejscowości Sapanta.

Nagrobki drewniane z rzeźbami przedstawiającymi fragment z życia zmarłego i krótka o nim, zwykle żartobliwa,  notatka. Dominuje kolor niebieski.

Epitafia opowiadają czym trudnili się za życia mieszkańcy okolic, jakimi byli ludźmi. Nagrobki są ciągle konserwowane i stanowią niebywałą atrakcję turystyczną.

Wpisane w krajobraz cerkwie, monastyry, zamki i kościoły obronne dopełniają baśniowego charakteru państwa, bo taka właśnie jest dla mnie Rumunia… barwna i baśniowa, choć dotknięta boleśnie przez historię.

*

*

*

*
*

*

Biuro Podróży Artur prowadzone przez Ewę Dixon znowu zachwyciło perfekcją przygotowania wycieczki pod każdym względem.

Przewodnik Bartłomiej Cisowski, który był z nami przez cały czas,  bez chwili wytchnienia przybliżał nam dzieje Rumunii, opowiadał o miejscach które mijaliśmy i wzbogacał je wspomnieniami ze swoich wędrówek po tym  wyjątkowym kraju.

To była przedostatnia w tym sezonie wycieczka, zaplanowana przez Klub Seniora Wars i Sawa przy SDK w Warszawie. Szkoda… bajki kończą się szybko,

ale ja patrzę z optymizmem w przyszłość i nie tracę nadziei, że czeka mnie  jeszcze dużo równie wspaniałych wycieczek 🙂

To jeszcze nie koniec opowieści o Rumunii. Moje imieniny wypadły w dniu, kiedy program wycieczki był wyjątkowo atrakcyjny. O tym, w następnym wpisie.

MOJA DUSZA SIĘ ŚPIESZY

Ktoś z przyjaciół podesłał mi dzisiaj taki wiersz. Wiersz napisany dawno temu a jakże aktualny. Wiesz, który wyraża moje myśli. Nie mogę pogodzić się z tym, że jest tyle zła wokół, tyle zawiści, złości, agresji, że wielu nie stara się nawet zrozumieć drugiego człowieka, a przecież życia nie mamy na zawsze. Nie wiemy czy zakończy się ono  za chwilę, za kilka lat a może tylko godzin. Dlaczego więc nie dać sobie i innym radości…

Wiele lat temu namalowałam obrazek, który pasuje do tego wiersza. Jest już od dawna w posiadaniu młodej osoby, która natychmiast chyba odgadła przesłanie i zapragnęła go mieć. Więc są jeszcze tacy, którzy wpisują się w moją strefę wolną od agresji. Miłość zawsze rodzi miłość i wszystko budzi do życia.

Wiersz Mario de Andrade (San Paolo 1893-1945) Poeta, pisarz, eseista i muzykolog.
Jeden z założycieli brazylijskiego modernizmu.
________________________
wiersz
Moja dusza się śpieszy.

Policzyłem lata i odkryłem, że mam mniej czasu do życia, niż do tej pory.
Czuję się jak to dziecko, które wygrało pudełko cukierków: pierwsze je z przyjemnością, ale kiedy zdaje sobie sprawę, że zostało ich tylko kilka, naprawdę zaczęło się nimi cieszyć.
Nie mam czasu na niekończące się konferencje na temat statutów, zasad, procedur i wewnętrznych zasad, wiedząc, że nic nie zostanie osiągnięte.
Nie mam czasu, aby znosić absurdalnych ludzi, którzy nie pasują do swojego wieku. Nie mam czasu, aby zmagać się z miernotami. Nie chcę być na zebraniach, gdzie masz napompowane ego. Nie mogę tolerować manipulatorów i oportunistów. Niepokoją mnie zazdrośni ludzie, którzy starają się zdyskredytować tych, którzy są bardziej zdolni do zajęcia swoich pozycji, talentów i osiągnięć.
Mój czas jest zbyt krótki, aby omówić nagłówki. Chcę tego niezbędnego, ponieważ moja dusza się spieszy. Bez wielu słodyczy w paczce.

Chcę żyć z ludźmi, którzy są bardzo ludzcy. Ludzie, którzy potrafią śmiać się z popełnionych błędów, którzy nie lubią swoich sukcesów. Nie czuje się przedwcześnie nazywane i nie ucieka od swoich obowiązków. Ci, którzy bronią ludzkiej godności i którzy chcą tylko być po stronie prawdy i prawości. To sprawia, że ​​życie warto żyć.
Chcę otaczać się ludźmi, którzy wiedzą, jak dotykać serca innych. Ludzie, którzy przez ciężkie ciosy nauczyli się wzrastać poprzez delikatne dotknięcia duszy.

Tak, spieszę się, spieszę się do życia z intensywnością, którą może dać tylko dojrzałość.
Staram się nie marnować żadnych słodyczy, które mi pozostały. Jestem pewien, że będą bardziej pyszne niż te, które już jadłem.
Moim celem jest dojść do końca, w pokoju ze mną, z moimi bliskimi i sumieniem.
Mamy dwa życia, a drugie zaczyna się, gdy zdajesz sobie sprawę, że masz tylko jedno.