ZA KOBIETĄ TREN – wieczór z profesorem Piotrem Muldner-Nieckowskim

Świat w deszczu skąpany, a w Domu Parafialnym  w Józefowie gorące przygotowania do wieczoru z poezją na który  przybywali goście nawet z odległych miejsc.

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

Pogoda nie odstraszyła miłośników wierszy i rzędy krzeseł zapełniały się szybko, a w fotelu zasiadł gość wieczoru,  profesor Piotr Muldner-Nieckowski z tomikiem  swoich wierszy pod tytułem “Za kobietą tren”.

img_2444fot. Anna Świerkula

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

W półmroku, przy blasku świec słuchaliśmy opowiadań i wierszy profesora z przeplatającymi się utworami Iwony Świerkuli, poetki i organizatorki spotkania, która jest prezesem Fundacji Gargano. Razem z księdzem proboszczem Piotrem Klimkiem dbali o całość imprezy i gości.

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

Wieczór wzbogacały śpiewy gregoriańskie, których prowadzącym był Marian Wiatr, oraz  balet w wykonaniu dwóch tancerek, Agnieszki Chejak i Katarzyny Świerkuli,  przenikających z ogromnym wdziękiem przestrzeń  Domu Parafialnego.

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

Całą imprezę poprowadziła profesjonalnie i z humorem najstarsza córka Iwony Świerkuli, Joanna,

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

która po części artystycznej, zapraszała na  wyśmienity poczęstunek. Królowały rumiane paszteciki i czerwony  barszcz, a na deser -ciasta.

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

Po uczcie duchowej , jak zwykle rozmowy przy kawie

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

i pamiątkowe zdjęcia z przyjaciółmi.

???????????????????????????????fot. Anna Kulesz

 

???????????????????????????????fot. H. Ditchen

 

ŚWIATOWY DZIEŃ WCZEŚNIAKA

Jak się długo żyje i spojrzy w przeszłość, to dopiero widać jak ogromne zmiany zaszły na przestrzeni kilkudziesięciu lat w opiece medycznej i celebrowaniu różnych zdarzeń. Choćby takie święto jak dzisiejsze. 17 listopada obchodzimy Światowy Dzień Wcześniaka. Kiedy rodził się  mój Wcześniaczek  to o takim święcie nikt nawet nie śnił . Nie było przy mnie bliskich, bo obowiązywał zakaz wchodzenia na porodówkę komukolwiek z zewnątrz. Nie mogłam też z nikim porozmawiać przez komórkę, bo one nie istniały. Leżałam samotnie na porodówce, zalana łzami  jak usłyszałam od lekarzy “niech się pani przygotuje, bo to będzie martwe dziecko… poród za wcześnie, no chyba, że będzie dziewczynka….”. Chłopcy byli zdecydowanie słabsi i zwykle nie przeżywali. Do samego urodzenia nie była znana płeć dziecka, bo nie robiło się USG. A serduszko ciągle biło i na świat przyszła żywa dziewczynka o wadze 1500g i 45 cm wzrostu. Wtedy zrobił się ogromny ruch. Zmobilizowała  cały  personel  medyczny do błyskawicznego działania, bo stan był bardzo ciężki, ale jednak  żyła. Inkubatory zajęte, więc “dołożono” ją do drugiego dziecka.

Nie wolno było wchodzić na salę noworodków, ale po jakimś czasie pozwolono mi w drodze wyjątku, spojrzeć na córeczkę, bo stan jej był ciągle krytyczny. Była maleńka jak lalka oplątana w różne rurki doprowadzające leki za pomocą wkłuć, karmiona sondą przez nosek.

Dzisiaj rodzice swoje wcześniaki trzymają na rękach,wolno im siedzieć przy nich całą dobę. Ja swojego dziecka nie widziałam trzy miesiące. Codziennie po obchodzie dzwoniłam z poczty do lekarza z pytaniem o stan zdrowia i za każdym razem dostawałam odpowiedź, że stan nie jest stabilny . Do samego jej wyjścia nie było pewne czy  zakończy się dla nas wszystko szczęśliwie.

Teraz wcześniaki otoczone są wyjątkową opieką, wszelką  pomocą, my musieliśmy zadbać o wszystko sami. Wcześniaki nie mają odporności takiej jak dzieci urodzone terminowo i długie lata minęły zanim się wszystko unormowało.

W inkubatorze spędziła trzy miesiące do osiągnięcia wagi 2,5 kg, a po trzech latach wyglądała tak jak na tym zdjęciu , które stoi od lat na komodzie oprawione w ramkę.

skanowanie0111fot. arch. prywatne

Bardzo długo wymagała troskliwej opieki i naszej i lekarskiej, a po latach wszystko doszło do normy, a jej optymizm wypełnił całą naszą rodzinną przestrzeń.

001

HENRYK MUSA – WIERSZE ZNAD ZATOKI

WIERSZE ZNAD ZATOKI, to prezent od poety, to wiersze jakie otrzymałam dzisiaj w tomiku Kaszuba – Henryka Musy.

unnamed

Rozkochany w swojej małej Ojczyźnie ciągle znajduje nowe tematy do swoich wierszy o niej. Na wydanie czeka jeszcze nasze wspólne dzieło  dużej objętości. Prawie do każdego wiersza jest moja ilustracja, a obrazki w książkach kosztują, więc czekamy aż świnka się wypełni po sam ryjek i będzie można zapłacić wydawcy. Może nastąpi to jeszcze za naszego życia…

A na razie kilka wierszy z tomiku WIERSZE ZNAD ZATOKI

a-img_6248Anna Kulesz – techniki własne na kartonie

OCZEKIWANIE

wieczorem siedzimy przy oknie

przygnieceni myśleniem o powrocie naszych…

wiatr głośno wzdycha w kominie

łódź ciężka worała się w plażę

coraz ciemniej ogień przygasa

morze się rozkołysało w sosnach szumi

latarnia wyległa na  morza szlak

rozewska blizo świeć jasno

jak serca tych co czekają na brzegu

 

RYBACY

I

rybacy w mrocznych chatach

gładząc grzechy swiata czystą siecią

rzucają swe sieci na piasek

chcąc zobaczyć co złowią jutro

wciąż wieje wiatr między białym żaglem

a żółtą małą łodzią

wciąż szepczą łuski ryb

toczące lotne drzazgi przestrzeni

 

 

II

z chaty kaszubskiej na morskie kłótnie fal

zdobione śpiewem mew

płyną rybacy by orać kaszubskie morze

lemieszem sieci

z dala brzegi mają kształt tamtych lat

gdy po latach wspomnę ojczysty brzeg

co został w sercu mym

przepleciony wspomnieniem i łzą

bo tam ojczysty dom

ojczysta mowa ojczyste nuty ziemi    1999r

 

                               WZBURZONE MORZE

w mokrą noc nad wzburzonym morzem

hula wiatr gada z rozhukanymi

białymi falami morza

po wilgotnym piasku plaży

kroczy przybysz

z sercem dzikim jak fale i wiatr

ku migotliwemu światłu latarni morskiej

a jeszcze nie tak dawno była młodość, było lato

w mgiełce kropel wody

rozpływa się czas

fale cofające się pod wstęgą wydmy

wyrzucają kamyki muszle szczątki ryb

idzie po horyzont naszych myśli

myśli  o dniu dzisiejszym pełnym jodu

słonym jak rozbryzgi fal

gorzkich jak jego życi            Łukęcin 1978r.

 

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie