MARZENIA SENNE

Moje senne marzenia mogłyby być bogatym materiałem dla Freuda, gdybym przyszła nieco wcześniej na świat. Jednak obecnie, pełne treści barwne sny, które zapamiętuję niemalże w całości, stanowić mogą jedynie inspirację do tworzenia obrazów czy pisanych przeze mnie wierszy, jak ten z cyklu 

SNY

W atramentowej głębi
zatrzaskuję powieki jak bursztynowe wieko skrzyni
pełnej skarbów minionego dnia
Morfeusz zaprasza do wędrówki w podświadomość
przywołując postacie z przeszłości

obrazy przenikają się i nakładają
w mlecznej nieostrości
jak na obrazach Chagalla
tworząc nierealne kształty
ekspresyjną zielenią i czerwienią podsycane

słychać urywane rozmowy, śmiech, szepty…
twarze przybliżają się i oddalają
by po chwili zniknąć w zawirowanej przestrzeni
która szarpie mnie i huczy w uszach
jak dzwony złotogłowej cerkwi

otwieram oczy… świta.

IMG_6232Anna Kulesz – gwasz na kartonie

Świadoma jestem, że sny są wytworem własnej aktywności psychicznej, a nie działania sił boskich czy demonicznych i nie staram się ich tłumaczyć jako przepowiednie czy ostrzeżenia. Raczej zastanawiam się w oparciu o jakie zdarzenia z przeszłości powstały. Nasze zmysły rejestrują tylko te fragmenty rzeczywistości, które mieszczą się w przyjętych schematach, reszta siedzi w podświadomej sferze i właśnie połączenie tych dwóch elementów tworzy nasz sen.

IMG_2018xAnna Kulesz – akryl

Bezsensowne wobec tego wydaje mi się korzystanie z wszelkich senników, bo duchowość człowieka jak i jego życie , jest sprawą indywidualną każdego , przypisaną ściśle tylko tej jednej osobie, więc i marzenia senne, pojawiające się w fazie REM, opierają się właśnie na nich.
Im więcej śnimy, tym jesteśmy zdrowsi, bo we śnie wyrzucamy śmiecie w postaci skrywanych za dnia emocji, których nie chcemy lub nie możemy ujawniać z różnych powodów. Ale żeby to się stało nie powinno się  zatruwać myśli złymi sprawami w chwili zasypiania. Sprawdziłam to i stosuję z zadowalającym rezultatem.

1 MARCA – DZIEŃ PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH

 

„Tu jest Służewiec, to są polskie Termopile”

Przechodniu! Odkryj głowę! Wstrzymaj krok na chwilę!
Tu każda grudka ziemi krwią męczeńską broczy,
Tu jest Służewiec, to są polskie Termopile,
Tu leżą ci, co chcieli bój do końca stoczyć.

Nie odprowadzał nas tutaj kondukt pogrzebowy,
Nikt nie miał honorowej salwy ani wieńca.
W mokotowskim więzieniu krótki strzał w tył głowy,
A potem mały kucyk wiózł nas do Służewca.

Nie szedł tutaj za nami żaden ksiądz z modłami,
Nie żegnała nas marszem żałobna kapela.
I tylko gwiazdy mówią nam, że Bóg jest z nami
I wiatr nam szumi: Jeszcze Polska nie zginęła!

Z Jej imieniem na ustach zwyciężyć lub zginąć
Szliśmy w oddziałach Wilka i murach Starówki,
Pod Narwik, pod Tobruk, pod Monte Cassino,
By w tym piasku kres znaleźć żołnierskiej wędrówki.

Nikt na naszym pogrzebie nie wygłaszał mowy,
Nikt nam nad grobem zasług naszych nie wspominał.
W korytarzu więziennym był sąd kapturowy,
A wyrok odczytali siepacze Stalina.

Nikt nam imion nie wyrył na płytach z marmuru
Pozostały po nas tylko na ścianach napisy
W celach, które patrzyły na nasze tortury
I wspomnienia wyryte w sercach towarzyszy.

I pozostał po nas w murach mokotowskiej kaźni
Duch, który krzepić będzie serca naszych braci
I da im siłę – śmierci w twarz spojrzeć odważnie,
Bo za wolność i życiem nie szkoda zapłacić.

Niech żyje wolna Polska! takeśmy wołali,
Gdy nas wyprowadzano ostatni raz z celi.
Obyście tej wolności, bracia, doczekali,
Której już nam nie będzie dane z wami dzielić.

Ale gdy tylko prysną niewoli kajdany,
Kiedy się skończy pasmo stalinowskich zbrodni,
Przyjdźcie tu do nas, towarzysze z Mokotowa,
I krzyknijcie nam: „Bracia, już jesteśmy wolni!”.

(Wiersz Tadeusza Porayskiego, więźnia Mokotowa)

COŚ DLA ŁASUCHÓW

Słodycze to chyba moja największa słabość, a może nawet jedyna.
Mężczyzn gubią kobiety, mnie gubią słodkości.

Zawsze tak jest, kiedy się oprzeć czemuś nie potrafimy. Żadne postanowienia, nakazy, ostrzeżenia nie liczą się jak poczuję zapach czekolady, albo gorących pączków od Pawłowicza przy Chmielnej, których aromat wyczuwam już na Nowym Świecie.

Pamiętam dawne czasy, kiedy byłam z taką półprywatną wizytą w Zakładach Wedla. Dział Kontroli Jakości i zastawione stoły laboratoryjne tacami na których wznosiły się, ułożone w piramidkę, wyroby czekoladowe w pełnym asortymencie, prosto z taśmy produkcyjnej, oczekujące na badania . Mogłam częstować się nimi do woli rozkoszując ich świeżością, ale właśnie… choć ślinianki pracowały na najwyższych obrotach napędzane bodźcami wzrokowymi i zapachowymi, no to właśnie – nie mogłam.

Spróbowałam może ze dwie, no, trzy sztuki i koniec. I zrozumiałam wtedy Ewę, która miała przesyt najdoskonalszych owoców, a sięgnęła po zwykłe jabłko, którego smaku jeszcze nie poznała i którego zerwania jej zakazano.

Taką mamy przekorną naturę, że jak można, to nie chcemy, więc postanowiłam to wykorzystać. Wpadłam na pomysł, żeby sobie słodyczy nie odmawiać, a zachęcać się gorąco do zjedzenia jak największej ilości. Czy odniesie to oczekiwany skutek?
O efektach napiszę za kilka miesięcy, a na razie zabieram się za pieczenie biszkoptu na tort , bo stało się tradycją, że robię domowe torty na imieninowe i jubileuszowe spotkania w rodzinie.

na bl IMG_0004

na bl IMG_0005

Biszkopt udaje się zawsze. Trzeba ubić białka na sztywno dodając stopniowo cukier, a potem delikatnie wymieszać z żółtkami i mąką. Dobrze, że nie uciera się żółtek z cukrem, bo musiałabym chyba zakładać sobie na usta klamerkę do bielizny.
Po upieczeniu i ostygnięciu , a najlepiej na drugi dzień, kroję ciasto na krążki, nasączam ponczem (jak dla dzieci, to bez alkoholu) i nakładam wcześniej przygotowany krem. Przepisów jest w sieci niezliczona ilość, więc nie podaję, bo będzie jak z tą moją czekoladą u Wedla. Na sam widok czytający przerzuci stronę.

bl IMG_0007

I na koniec zaczyna to co najbardziej lubię, czyli dekorowanie. Robię różyczki z suszonych moreli i listki z marcepana, albo nakładam galaretkę i owoce.

IMG_0003 bl

Czasami rozpuszczam czekoladę i robię z niej wzorki na papierze, które potem przekładam na tort, a nawet dekoruję żywymi kwiatami, czy gotowymi elementami, co nie wymaga w ogóle żadnej pracy ani pomysłowości.

tort dla R bl023 bl

Najtrudniejsze jest dla mnie obsypanie boków tortu , bo przechylać go za bardzo nie można, żeby się nie zsunął, więc manewruję rękami, łopatkami i czym się da, żeby cokolwiek do niego przylgnęło.

tort dla K bl

I tak łączę krzątanie się w kuchni – czego nie lubię, z  zaspokajaniem pasji artystycznych – co bardzo lubię.

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie