NAGŁY PRZYPADEK

To, że piszę na blogu głównie o tym jak można miło spędzać wolny czas nawet wtedy, kiedy się ma już trochę na karku, to nie znaczy, że tylko przyjemne chwile wypełniają moje dni. Wprost przeciwnie, kłopotów różnego rodzaju na co dzień mam tyle co każdy przeciętny Polak, tylko może staram się bardziej, żeby nie zdominowały mojego życia.
Szukam szybkich rozwiązań i zapominam o problemie, ale nie zawsze tak się udaje, bo kiedy dotyczy coś zdrowia, to zwykle trudności się piętrzą, a nie zmniejszają. I wszyscy, bez względu na wykształcenie , przekonania religijne i polityczne, odczuwamy je tak samo boleśnie, z wyjątkiem tych uprzywilejowanych, którzy z publicznej służby zdrowia nie korzystają. Należę niestety do tej pierwszej grupy, mimo, że w lecznictwie przepracowałam wiele lat.

pracafot. arch. własne

Praca odpowiedzialna, interesująca, ale oprócz niskiej emerytury, pozostało mi jeszcze z tego okresu, tylko trochę więcej zrozumienia dla trudnej obecnie sytuacji lekarzy (nie, nie tych z praktyką prywatną) i pielęgniarek niż tym, którzy z funkcjonowaniem  służby zdrowia nigdy się nie zetknęli.
Niczego to jednak nie zmienia, że w nagłym przypadku, kiedy potrzebuję szybkiej, fachowej porady i poczucia bezpieczeństwa, napotykam na ogromne trudności , które budzą rozgoryczenie.

Do głowy nigdy mi nie przyszło, że tak się wszystko w kraju pozmienia. Prawda, że nie tylko w Polsce system zdrowotny padł , ale mnie interesuje to co dzieje się u nas, bo jestem ofiarą dotkliwych zmian właśnie tutaj.
Płacimy duże, w stosunku do dochodów, składki na fundusz zdrowia, to co się z tymi pieniędzmi dzieje? Niekompetencja, rozbudowany i nienasycony system, za dużo ludzi, a za mało lekarzy? A może po prostu za długo żyjemy, albo pomyłka w utworzeniu czegoś co od początku wielu (również lekarzy) uważało za bezsensowne.

Wszystko się na to składa i nie ma co spekulować. Takie dzisiaj czasy, że rządzi chęć zysku, a nie człowieczeństwo, więc każdy chce przede wszystkim, upiec swoją pieczeń, a w tym przypadku na pewno nie pacjent obraca rożnem. On tylko jest ze wszystkich stron, przepychany i oszukiwany, a pieczystym zajada się gospodarz.

Oczywiście, upust złym emocjom dajemy dopiero wtedy, kiedy bezpośrednio nam się przydarzy coś nagłego. Doświadczyłam tego niedawno, kiedy z niewyobrażalnym bólem uszu usiłowałam dostać się do laryngologa. Ale obowiązują skierowania, więc musiałam wykupić prywatną wizytę mimo, że mam aktualną kartę w przychodni. Oczywiście nie kwestionowałam, bo to nie bazar i takie obowiązują przepisy (żeby jeszcze bardziej umęczyć chorego), a z bolącymi uszami oddałabym ostatnie pieniądze, żeby tylko uzyskać pomoc. Tylko po co ja płacę regularnie te składki? Niewiele korzystam, a jak muszę , to też nie bardzo mogę. Badania dodatkowe też robię prywatnie, bo leczenie na „chybił trafił” nie daje dobrych rezultatów, a lekarze oszczędzają ( to mnie akurat nie dziwi, bo i z pustego…), więc wolę sama z czegoś zrezygnować i za nie zapłacić, a nie przepłacać zdrowiem kolejne próby.
Podobnie robi wielu, bardzo wielu pacjentów, a co dzieje się z tymi, którzy nie mają tych „ostatnich pieniędzy” nawet na nagłe przypadki? Oby nikt nie musiał się o tym przekonać na własnej skórze.

KONCERT DLA WOLONTARIUSZY

SONY DSCfot. G. Jasiński

Dzisiaj śpiewaliśmy program  kolędowy dla wolontariuszy w Caritas Archidiecezji Warszawskiej, przy Krakowskim Przedmieściu. Dla nich był ten koncert, wzbogacający spotkanie opłatkowe. Dla ludzi, którzy bezinteresownie pomagają chorym w najtrudniejszych chwilach. Którzy ofiarują pomoc fizyczną i dzielą się serdecznością i sercem z bezradnymi i chorymi. Nie sądziłam, że aż tylu młodych ludzi podejmuje się tej trudnej opieki. Ale i takich w dojrzałym wieku jest wielu. Zarówno mężczyźni jak i kobiety. Muszą to być wyjątkowe osobowości.

Miło było śpiewać dla nich. Serce za serce. I reakcja słuchających potwierdziła, że się udało. Sprawiliśmy im dużą przyjemność. Zespół zrobił spore wrażenie i bardzo się podobał mimo, że śpiewaliśmy a capella, bo pianino z jakiegoś powodu się rozregulowało. A może to nawet sprawiło, że taki śpiew wydobył całą głębię dźwięków i był jeszcze bardziej atrakcyjny.

Po koncercie zaproszono nas na poczęstunek , który poprzedziła wspólna modlitwa i dzielenie się opłatkiem. Ciasta wyśmienite, chyba po części własnego wypieku, serdeczna atmosfera towarzyszyła przez kilka jeszcze chwil spotkania.

 A oprócz tego  mamy już za sobą koncert ” Piosenka przypomni ci…”  w Mazowieckim Instytucie Kultury, „Najpiękniejsze kolędy znane i nieznane” w Bemowskim Centrum Kultury Art.Bem, program z lekkimi piosenkami w Klubie Kultury Saska Kępa na VI edycji Senioraliów i na zakończenie karnawału z okazji tłustego czwartku, „Będzie, będzie zabawa…”   w DK „Orion”.

Teraz przygotowujemy kolejne programy, bo zaproszeń jest dużo, a czasu mało, wiec ćwiczymy intensywnie.

Ostatnio byłam chora i najbardziej  brakowało mi tych prób i spotkań z zespołem.

A poniżej link , który przeniosłam z FB ze strony organizatora I Międzynarodowego Festiwalu Poloneza w którym brał udział nasz zespół Ale Babki Plus. W kategorii Zespoły, otrzymaliśmy I miejsce.

W RYTMIE TANGA

IMG_0004mm inny

Oj, tanecznie było dzisiaj w Wesołym Salonie. To już 42 artystyczna impreza w tym uroczym miejscu, do którego tak zaprasza wszystkich satyryk Zbigniew Kurzyński

„Chcesz się w niebanalnych ludzi znaleźć gronie,
bywaj Przyjacielu w Wesołym Salonie.”

Tym razem do Wesołej przybył aż z Krakowa Witold Korczyński autor pierwszych, polskich tekstów napisanych do muzyki tanga. Opowiadał o historii utworów, o ciekawych szczegółach z życia ich twórców i zwyczajach towarzyszących tej muzyce, a w salonie , dla podkreślenia dzisiejszego klimatu, dominowała czerń i czerwień. Niektórzy nawet dla podkreślenia okazji, sączyli z pucharów czerwone wino.

IMG_0028fot. A. Kulesz

Renata Kozerska przywitała gości w spódniczce koloru karminowych ust tancerek, którą na tę okazję sama sobie uszyła.

IMG_0016fot. A. Kulesz

Pan Witold mówił i śpiewał na przemian, a my zasłuchani wpatrywaliśmy się w parę tancerzy, którzy udowadniali, że na maleńkiej powierzchni też można tango zatańczyć.

IMG_0029fot. A. Kulesz

 A Boguś Wtorkiewicz, poeta, satyryk, plastyk, karykaturzysta, projektant mody, zatopił się w zadumie wśród ciast, ciasteczek i innych frykasów przyniesionych przez bywalców spotkań, nad tekstem do Kroniki Salonu. Bo zwyczaj jest taki, że każdy przynosi to co lubi, a potem wybiera też co lubi. Pełna samoobsługa i wszyscy czują się jak u siebie.

 

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie