NIEPOKÓJ

Kilka lat temu zrobiłam wpis w zakładce STARE FOTOGRAFIE. Pisałam tam, że Rodzice beztrosko spędzali czas jeszcze w sierpniu 1939 roku i tak jak wszyscy zwykli ludzie nie dawali wiary plotkom o ewentualnej wojnie. Wiele razy rozmawiałam z Mamą na ten temat, o nastrojach w tamtych czasach i o tym co się wydarzyło we wrześniu. Miałam informacje prawdziwe, nieprzebarwione. Relację naocznego świadka.

Jakże tamta sytuacja podobna jest do tej jaka dzieje się dzisiaj na granicy z Białorusią. To wielki niepokój.

SŁOWIANKA cz.12 miłosne rozterki

Późnym rankiem Mergus zabrał gościa w odwiedziny do zaprzyjaźnionego sąsiada, posiadającego o wiele więcej koni. Nie był to wprawdzie dzień ani pora, kiedy zwyczajowo składa się wizyty, ale należało zajechać, bowiem były tam dwie młode dziewczyny do wzięcia, młodsza siostra w wieku lat piętnastu, druga siedemnastoletnia, a więc jak na tamte czasy niemal stara panna. Albina czyniła do Mergusa maślane oczęta, ale on wielce zainteresowany był starszą Atellą. Ta z kolei widziała w nim przyjaciela, z którym wychowywała się od dziecka raczej niż kandydata na towarzysza życia. Daremnie robił aluzje i podchody, dziewczyna zbywała wszelkie usiłowania śmiechem serdecznym.
Tak i teraz uściskawszy druha na powitanie, obrzuciła cudzoziemca ciekawym spojrzeniem. Mergus spojrzał na nią wzrokiem rozmarzonym, a tęsknym, na co ona jak zwykle roześmiała się i obdarzyła prztyczkiem w nos. Zaraz też chwyciwszy go za rękę, pociągnęła do domu, by przywitał się z gospodarzami.
Mirko patrzył z zadziwieniem na jej siostrę złotowłosą, co w tamtym regionie stanowiło wielką osobliwość. Ze swymi szafirowymi oczami mogłaby uchodzić za Dosiową córkę. Ta również zaciekawiona była egzotyczną urodą młodego Słowianina, jednak z przyczyny własnej nieśmiałości, nie była w stanie długo się weń wpatrywać. Zresztą i tak słabość żywiła do Mergusa.

(…) Gdy na chwilę pozostali sami, rzekł mu Mirko pogodnie:
– Nie frasuj się, druhu, jutro będę stąd daleko, a za dwa tygodnie w ogóle
nie uświadczysz mnie w Italii. Piękna Atella będzie twoja prędzej czy później, możesz mi wierzyć.
– Tak twierdzisz? – zapytał Mergus z nadzieją, przy czym Mirko mógł stwierdzić, iż cassus nieszczęśnika jest gorzej niż beznadziejny.
– Nie twierdzę, tylko wiem na pewno. Albowiem przyjaźń najlepiej cementuje związki. Uczucie, zadurzenie dziś jest, jutro przeminie, a przyjaźń pozostaje na całe życie i dłużej.
Poweselał Rzymianin nieco, co jeszcze bardziej utwierdziło Mirka w przekonaniu co do beznadziejności rzeczonego przypadku.

CDN


SŁOWIANKA cz. 11 niebezpieczne starcie

Przez kilka chwil przeciwnicy oceniali się nawzajem. Większy jeszcze od Miszki i szerszy w barach napastnik dyszał żądzą mordu, a spod hełmu widniały bezlitosne oczy koloru zimnej stali. Miszka stał spokojnie, albowiem spokój i rozwaga to najgroźniejszy oręż. Wreszcie wykonał pierwszy ruch, zamierzając się toporem. Na to tylko czekał zbir i ostrze jego żelaza zawyło w powietrzu. Ale atak wytrawnego wojownika był tylko markowany. Niespodziewanie wypuścił z rąk broń i uwolniony od ciężaru zwinnie obrócił się w lewo, a siekiera wroga minąwszy cel, utkwiła w pokładzie, rozłupując kilka desek. Miszka z całej siły zdzielił draba kułakiem między oczy, a ten zachwiał się jak ogłuszony bawół. Słowianin z półobrotu poprawił na odlew, aż puściła sprzączka i szłom1 z nosalem pogiętym jak paralityk spadł z pirackiego łba i z brzękiem potoczył się po pokładzie. Burza jasnych, kędzierzawych włosów ujrzała światło dzienne.
Oczy złoczyńcy uciekły w głąb czaszki i runął na wznak jak ścięty przez drwali dąb, aż podniósł się kurz. Ze zręcznością, jakiej trudno było się u niego spodziewać, Medwed skoczył leżącemu na pierś szeroką jak pokład bojowy i ukląkł na jego rozpostartych ramionach, po czym sięgnął do tyłu za pas. W słońcu zabłysła klinga wzniesionego noża.
– Odine2! – szepnął zbir i zamknął oczy czekając na koniec.
Ale uderzenie nie następowało. Po chwili pirat otworzywszy jedno oko, ujrzał srogą twarz przeciwnika i wciąż wzniesiony nóż. Miszka, przekrzywiając głowę z jednej strony na drugą, przyglądał mu się uważnie, ale nie co by w okrucieństwie nasycać się zadawaniem śmierci, a raczej z jakąś niepojętą ciekawością.
– Lars?… – zapytał wreszcie w bezbrzeżnym zdumieniu.
– Baar!… – odrzekł Lars zdumiony nie mniej niż Baar.
Miszka oprzytomniał.
– Przysięgałeś gnoju, że rzucasz zbójowanie na zawsze! Twoje słowo mniej warte niż ośla rzyć! – krzyknął.
– A ty co? Prawiłeś, co będziesz bronić skrzywdzonych, a ochraniasz niewolniczą galerę! Kończ, ty barbarzyńco!

– Tu nie ma niewolników. Niewolnicy nie broniliby okrętu tak jak ci tutaj to czynią – wyjaśnił Baar, nieco zbity z pantałyku.
– My też nie są piraci. Opowiem ci wszystko jak ze mnie zleziesz i zabierzesz ten swój tasak.
Teraz przypomniał sobie Medwed, że wciąż w uniesionej dłoni ściska nóż.
Rozbójnicy widząc klęskę swego herosa, chcieli dać tyły, ale drogę do trapu zamknął im mur wojowników. Zostali otoczeni. Bitwa zakończyła się tak szybko, jak się rozpoczęła.
Żołnierze nie rozumieli słów rozmowy dwóch Goliatów, albowiem toczyła się ona w mowie germańskiej. Zdziwili się niepomiernie na widok Miszki schodzącego z wroga i wyciągającego do niego dłoń, aby pomóc mu powstać. Przypadł do nich Eustachios z obnażonym gladiusem.
– Za burtę ich wszystkich, rzezimieszków! Niechaj ich ryby zeżrą! – krzyknął.
– Proszę cię, Eustachiosie, daj im powiedzieć coś na swą obronę. Niech twa prawość będzie miła Temidzie – rzekł Miszka.
Z ociąganiem dowódca schował miecz. Lars zaczął opowiadać.

CDN

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie