Szydełkowa pasja rozwija się. Dzisiaj kolejne prace zdolnych rąk Martynki.
Miło popatrzeć, że przekazuje się coś więcej niż rzeczy materialne. Zdolności, które przechodzą w genach są nie do kupienia. Na Martynkę przeszły i z babci i z prababci ze strony dziadka. Skumulowane mogą zaskoczyć nowymi pomysłami.
A nowe pomysły rodzą się “na pniu”. Tak, dosłownie, bo nawet w leśnym zakątku, po spożytym obiedzie w altanie.
To wielka radość , kiedy okazuje się, że zdolności przechodzą z pokolenia na pokolenie. Robótki ręczne zawsze sprawiały dużo radości w naszej rodzinie. Już pisałam o tym, że szare czasy PRL wręcz zmuszały do uatrakcyjniania swoich ubrań własnymi pomysłami i własnym wykonaniem. Włóczka była “zdobywana” tak jak i materiały, a to sprawiało, że kupowano je na zapas. Sporo mam jeszcze do dzisiaj. Chyba dopiero po roku 1990 zaczął się bum ciuchowy. Tanio i dużo. Nie opłacało się szyć ani dziergać. Ale obecnie wraca moda na tak wykonane rzeczy i cieszy mnie, że ujawniły się zdolności w najmłodszym pokoleniu. Ja też zaczynałam od robótek na szydełku, ale druty szybko je wyparły. Takie cudeńka z włóczki robi Martynka Kopecka.
Ale uzdolniona jest we wszystkich artystycznych kierunkach, raczej jednak manualnych niż malarskich. Kilka lat temu wykonała z kartonu przepiękne róże.
A wcześniej podziwiałam jak precyzyjnie i mozolnie powstawał kurczak. Do tworzenia origami na które moda przywędrowała z Chin, trzeba wyjątkowej cierpliwości. Trzeba poskładać mnóstwo jednakowych małych papierków w odpowiednie kształty, a potem złożyć je w określoną figurę. Nie , nie próbowałam. To przekracza granicę mojej wytrwałości.
SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie
Strona wykorzystuje pliki cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Więcej informacji