ANNA JANKO PRZEGLĄDARKA felietony poufałe

PRZEGLĄDARKA  felietony poufałe Anna Janko

Dostałam tę książkę  do przejrzenia  przypadkiem.Po pierwszym felietonie uznałam, że nie dla mnie, ale na drugi dzień wybrałam ze środka na chybił trafił, żeby swoje pierwsze wrażenie potwierdzić, albo mu zaprzeczyć, no i poszło… to książka, od której nie można się  oderwać. Jedna z niewielu, które określam jako rewelacyjne. Felietony dają możliwość przedstawienia  tematu w krótkiej formie.  Ten rodzaj lektury lubię najbardziej, a tu dodatkowo zachwyca lekki styl pisania i bardzo dobra polszczyzna. W takich przypadkach rozkoszuję sie czytaniem.  Jest dużo humoru i ogromna wiedza, ale są też felietony pełne bólu, poruszają tematy mało popularne. Zmuszają do refleksji, zastanowienia się. Dużo jest informacji z różnych dziedzin.  Nie ma ogólników. Mocą piszącego jest jego szczerość, a tutaj jej nie brakuje.

Dla mnie dodatkowym atutem jest  forma wydania. Kredowy papier jak jedwab, a  opierając okładkę na ręku podczas czytania ma sie ciągły kontakt z wytłoczonym na niej  nazwiskiem Autorki. Niby drobiazg, ale bardzo miły. 

ANNA KULESZ OBRAZY

Nie lubię pająków, ale mam świadomość, że sporo ich mieszka w moim domu. To nieuniknione, gdy wokół są drzewa, a okna ciągle otwarte, aż do jesieni. Dobrze, że nie widzę jak się wspinają po ścianach, czy szukają miejsca w niedostępnych dla mnie kątach mieszkania. Wędrują pewnie nocami, brrr… może i po kołdrze, chociaż wyczytałam, że unikają ludzi. Jednak dzisiaj siedząc przy komputerze wychwyciłam kątem oka jakąś ruchliwą czarną fasolę na krótkich nogach. Zerwałam się z łomotaniem serca, jak bicie dzwonu w pobliskim kościele przed mszą świętą i zamarłam w paraliżującym bezruchu z kapciem w ręku, bo fasola wtopiła się w ciemne wzory tureckiego dywanu. Czuję się dziwnie, bo może powędrowała do sypialni, gdzie i ja za chwilę się znajdę. Na spokojny sen chyba liczyć nie mogę, więc moje neurony nie zregenerują się odpowiednio. Wcale nie przekonują mnie argumenty, że pająk to symbol szczęścia i ochrony domu i, że zachęta do rozwijania twórczych umiejętności i kreatywności. Ale, ale… w poprzednim wpisie narzekałam na brak inspiracji. Podobno zwierzęta wyczuwają nastroje, więc może jednak to jakiś znak?

Jednak zanim się zdecyduje, żeby zasnąć z wizją wędrującej po pokoju czarnej fasoli, to zajmę wyobraźnię obrazkami. Jeden nawet jest z pajęczyną.

ANNA KULESZ OBRAZY

Im mniej czytam, tym więcej piszę. Teraz jest odwrotnie. Na czym polega taka zależność? Nie wiem. Może zwykły przypadek, a może nie dzieje się nic, co by mnie zainspirowało do pisania. Wszystko wydaje mi się mało oryginalne, banalne, powiedziane na tysiące sposobów. A może starych ludzi nic nie jest w stanie zaskoczyć i zainteresować. Coś w tym chyba jest, bo właściwie niczemu się już nie dziwię. Ani temu, że ktoś robi sobie bezceremonialnie makijaż w pociągu, ani, że rozkłada papier na plecaku i pożera z jakiegoś plastiku pudełkowe danie w SKM-ce, ani, że młodzieniec zakapturzony jak mnich, zakładka nogi na poręcz w autobusie tam, gdzie inni opierają dłonie. Ani nawet, że niezidentyfikowany pasażer upchnął puszki po odlotowych napojach między siedzeniami, a również to, że matka do małego dziecka na ulicy krzyczy, żeby “nie darło mordy”. To nie jest mój świat, ale sytuacja powtarza się w każdym pokoleniu. Starzy nie pojmują, dla młodzieży normalność. Na szczęście takie zachowania są sporadyczne, bo generalnie młodzi ludzie są i sympatyczni i pomocni. Co prawda niespodziewanie zapytani o coś patrzą przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem oderwanym od smartfona, po chwili uwalniają uszy od słuchawek, spadają z wirtualnej chmury, potem oczy dostrzegają pytającego i dopiero wtedy usiłują zrozumieć o co nam chodzi. Halo, halo, to ja, ziemia do kosmosu, czy mnie słyszysz? Raczej nie, bo zwykle pada prośba “jeszcze raz…”. Trudno powstrzymać uśmiech, przecież to MŁODOŚĆ, która swoje prawa ma. Właściwie, to jest podobnie jak pół wieku temu, kiedy na poczcie otrzymywaliśmy połączenie po trzech godzinach z Gdańskiem, dzwoniąc z Warszawy. Zatrzaśnięci w dusznej kabinie darliśmy się do słuchawki “halo, halo, słyszysz mnie…?”. Dzisiaj pytamy o to samo, ale stojąc obok.

Łapię dystans do zmian i zawrotnej prędkości życia, która unosi nas w dobrym, a może złym kierunku i z przyjemnością odprężam się układając puzzle ze swoich obrazków w komputerze ;-)) Każdy odnajduje swój świat.

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie