Archiwa tagu: Anna Kulesz obrazy

STARE NA NOWE

Minęło dziesięć lat od momentu, kiedy założyłam swoją stronę internetową. Mam wrażenie, że zaistniała jakaś pomyłka w czasie, bo niemożliwe, żeby tak szybko uciekły dni i miesiące. Czytając jaki miał być cel prowadzenia blogu,  uznałam, że nic się w moim myśleniu, ani sposobie na życie nie zmieniło.

Nie robię żadnych podsumowań co mogłam, czego nie zrobiłam, co się udało albo nie, ale żyję według swojego planu, bo mam to we krwi i otaczam się ludźmi, których lubię, kocham, szanuję. Na tych , którzy mnie wkurzają, są złośliwi i fałszywi nie tracę czasu. Po prostu wyrzucam z kontaktów i zapominam. Ale bardzo trudno mi się rozstać z książkami i rodzinnymi  pamiątkami, bo stabilizują poczucie spokoju i pewności. Kiedy na nie spojrzę, zawsze pojawia się obraz, migawka jakiegoś szczęśliwego zdarzenia z przeszłości, z dzieciństwa, z mojego domu. Takich przedmiotów mam dużo, a miejsca w mieszkaniu coraz mniej. Jeszcze więcej jest książek, które są dla mnie niezwykle cenne. Pośród wielu różnorodnych tematycznie, są też te z najwcześniejszych moich lat, które czytali mi rodzice. “Bobik od Franciszkanów”, o psie, którego los obficie opłakałam. Bardzo stare wydanie “O krasnoludkach i o sierotce Marysi”,  napisane  dawną polszczyzną, trudną do zrozumienia przez najmłodsze pokolenie, ale   fantastyczne ilustracje Szancera, zachwycają wszystkich do dzisiaj. Jest też Leksykon Ilustrowany z 1931 roku, który godzinami przeglądałam, a domowników prosiłam o czytanie, zanim rozpoczęłam naukę w szkole. Oprócz wspomnianych jest cała półka innych cennych wydawnictw z przed, albo tuż po wojnie.

Oddać je, to jak zdradzić przyjaciela, bo moje książki żyją, są ciągle używane. Trudno się też  rozstać np. ze stuletnią  miseczką, która zatrzymała  wspomnienie wspólnych obiadów z rodzicami, ich śmiech, moje kaprysy przy jedzeniu, albo z zegarem z kukułką, który jest ze mną od kilkudziesięciu lat. Drewniany ptaszek sygnalizował wszystkie ważne wydarzenia rodzinne, aż do momentu, kiedy pojawiły się wnuki i przejęły te sygnalizację, niekoniecznie o odpowiednich porach.  

Długa jest lista rzeczy, które są dla mnie cenne, ale zdaję sobie sprawę, że ważne są one tylko dla mnie. Kolejne pokolenia tworzą własne historie. Teraz przestrzeń w mieszkaniach zajmują komputery, kina domowe i inny sprzęt elektroniczny, a ozdobną zastawę obiadową zastępuje się prostą ceramiką odpowiednią do zmywarek. Nikt nie przywiązuje wagi do dekorowania stołów, celebrowania przyjęć, bo młodzi najchętniej spotykają się w lokalach poza domem, żeby uniknąć sprzątania, przygotowywania i marnowania czasu na zakupy. Książki raczej wypożycza się, a nie  kupuje. Taki trend zapewne kiedyś minie, ale teraz jest tendencja, żeby wyrzucać stare, a kupować nowe i funkcjonalne.

Ponieważ nie chcę obarczać dzieci kłopotem pozbywania się kiedyś tego, co nagromadziłam, więc sukcesywnie robię miejsce… miejsce dla rzeczy, z którymi znowu ktoś kiedyś będzie musiał się rozstać.., bo w życiu wszystko się powtarza cyklicznie.

Anna Kulesz akryl na kartonie

NIE MAM CZASU

Dawno temu emeryci wiedli spokojne , nudne życie. Ja trafiłam na moment, kiedy to się zmieniało, a na pewno ja chciałam to zmienić. Dowodem są słowa na blogu w zakładce O MNIE. Wiele lat minęło i wydarzyło się też bardzo dużo. To wspaniale, że nie mam czasu, dzięki temu nie przepuszczam życia przez palce. Dopiero był szary listopad, a już cieszy nas zieleń. Rok temu posadziłam magnolie i chyba się przyjęły. Kocham te wczesne kwiaty, czy ucieszą mnie, czy potrzebują więcej czasu. Na razie oglądam swoje wiosenne obrazy w ulubionych kolorach.

Anna Kulesz technika komputerowa

PRZED WALENTYNKAMI

Wielokrotnie pisałam, że nie przepadam za takimi świętami, ale podobno każdy powód jest dobry, żeby się pobawić. Więc spoko. Bawmy się, bo dzisiaj taki czas, że radości jest mało. Obrazka na tę okoliczność nie mam, ale jest w zbiorach jeden, którego nie lubię. Chciałam w nim pokazać, że jak się coś daje, to powinno być z całego serca. Żeby to podkreślić namalowałam takie duże dłonie. Chyba jednak nieco przesadziłam, bo nie robią dobrego wrażenia. Może powinny być nieco mniejsze, a może naturalnej wielkości.

Czasami przemalowuję prace, ale tę zostawiłam i nawet wisi na ścianie, choć nigdzie jej nie pokazuję. Tutaj zaistniała, bo na Walentynki jest odpowiednia, a może po prostu przyzwyczaiłam się.