Jeszcze jeden obraz jesiennych słoneczników. Namalowałam ich sporo, bo przynoszą radość i spokój, który dzisiaj jest nam szczególnie potrzebny. Putin zaczepia jak kot myszkę na przemian różne kraje i obserwuje co z tego wyniknie. Na ile sobie może pozwolić, jak w przypadku Krymu czy Ukrainy. Wszyscy mamy świadomość, że jeśli się coś zacznie, to będzie koniec. on też wie, ale ma się gdzie schować i przeczekać nawet bardzo długo. No… miałam nie politykować, więc – słoneczniki. Bukiet malowałam z natury na kartonie suchymi pastelami. Lubię pastele, choć ciągle muszę myć ręce. Rozcieram farby palcami. Wspaniałe uczucie.
Zawsze czuję zażenowanie, kiedy słucham lub czytam słowa uznania dla moich prac i artystycznych zdolności, bo to, że tak jest, to tylko przychylność losu, że mnie nimi obdarzył. Niemniej, jest mi zawsze ogromnie miło. I właśnie wczoraj na FB doznałam takiej przyjemności we wpisie
O ANNIE KULESZ, wspaniałej malarce, poetce, mieszkance świdermajerowego Otwocka, osobie z którą łączy mnie od kilku lat serdeczna przyjaźń. Poznanie Ani na Krakowskim Przedmieściu, w siedzibie Stowarzyszenia Pisarzy Polskich wniosło do mojego życia wrażliwość na piękno, otwartość, stało się inspiracją i radością. Ania prowadzi w internecie „ Mój Blog, Nie Tylko Artystyczny”. Jest autorką unikalnych ilustracji do kilku książek, m.in. do SŁOWIANKI, jej wiersze i proza ujmują trafnością i zaskakują oryginalnością. Jest bardzo aktywna – inicjuje i uczestniczy w spotkaniach literacko-artystycznych, miałem także okazję poznać jej talent wokalny i recytatorski. Podarowała mi książki ze swoimi ilustracjami, posiada moje z dedykacjami. Na swoim blogu wspomniała o mnie, oto fragment Jej komentarza na mój temat:„Najciekawsze momenty w moim życiu dzieją się przypadkiem i zwykle za sprawą książek. Takoż i tym razem przypadek sprawił, że poznałam interesującego człowieka, pisarza, który sprezentował mi kilka swoich książek. Oczywiście z przemiłymi dedykacjami.
Wojciech Wilczyński, jego podróże, praca na różnych eksponowanych stanowiskach w wielu firmach jak i codzienne funkcjonowanie wśród ludzi z różnych środowisk społecznych i zawodowych w kraju i za granicą, są inspiracją do pisania. Opowiadania, felietony, reportaże jak i cała twórczość charakteryzuje się zwięzłością informacji. Nie ma tu zbędnych ozdobników, aczkolwiek jest ogromna dbałość o każde słowo. Piękna, literacka polszczyzna zachwyca a lekkość z jaką autor posługuje się słowem nie daje oderwać się od lektury. Każde zdanie budzi ciekawość kolejnego zdania, a treść nasycona autentyzmem pozwala na przeżywanie opisywanych historii i zostawia przestrzeń na rozwijanie wyobraźni czytelnika. Wiarygodność i szczerość to ogromne atuty pisarza.”
Przeniosłam tu cały wpis z Fb, chociaż komentarz mój o pisarzu jest w zakładce – książki z dedykacją.
Miłe znajomości, serdeczność jakiej doświadczam przy okazji wszystkich spotkań artystycznych daje uczucie spełnienia. Od dziecka pisanie i malowanie i śpiewanie sprawiało mi ogromną przyjemność, ale życie wyznaczyło inną drogę. Trudno, cofnąć się nie można, ale zmienić coś, albo wszystko, owszem tak i ja właśnie to robię, choć bywały trudne momenty i czasami jak głową o mur. Wtedy namalowałam taki obrazek.
Minęło dziesięć lat od momentu, kiedy założyłam swoją stronę internetową. Mam wrażenie, że zaistniała jakaś pomyłka w czasie, bo niemożliwe, żeby tak szybko uciekły dni i miesiące. Czytając jaki miał być cel prowadzenia blogu, uznałam, że nic się w moim myśleniu, ani sposobie na życie nie zmieniło.
Nie robię żadnych podsumowań co mogłam, czego nie zrobiłam, co się udało albo nie, ale żyję według swojego planu, bo mam to we krwi i otaczam się ludźmi, których lubię, kocham, szanuję. Na tych , którzy mnie wkurzają, są złośliwi i fałszywi nie tracę czasu. Po prostu wyrzucam z kontaktów i zapominam. Ale bardzo trudno mi się rozstać z książkami i rodzinnymi pamiątkami, bo stabilizują poczucie spokoju i pewności. Kiedy na nie spojrzę, zawsze pojawia się obraz, migawka jakiegoś szczęśliwego zdarzenia z przeszłości, z dzieciństwa, z mojego domu. Takich przedmiotów mam dużo, a miejsca w mieszkaniu coraz mniej. Jeszcze więcej jest książek, które są dla mnie niezwykle cenne. Pośród wielu różnorodnych tematycznie, są też te z najwcześniejszych moich lat, które czytali mi rodzice. “Bobik od Franciszkanów”, o psie, którego los obficie opłakałam. Bardzo stare wydanie “O krasnoludkach i o sierotce Marysi”, napisane dawną polszczyzną, trudną do zrozumienia przez najmłodsze pokolenie, ale fantastyczne ilustracje Szancera, zachwycają wszystkich do dzisiaj. Jest też Leksykon Ilustrowany z 1931 roku, który godzinami przeglądałam, a domowników prosiłam o czytanie, zanim rozpoczęłam naukę w szkole. Oprócz wspomnianych jest cała półka innych cennych wydawnictw z przed, albo tuż po wojnie.
Oddać je, to jak zdradzić przyjaciela, bo moje książki żyją, są ciągle używane. Trudno się też rozstać np. ze stuletnią miseczką, która zatrzymała wspomnienie wspólnych obiadów z rodzicami, ich śmiech, moje kaprysy przy jedzeniu, albo z zegarem z kukułką, który jest ze mną od kilkudziesięciu lat. Drewniany ptaszek sygnalizował wszystkie ważne wydarzenia rodzinne, aż do momentu, kiedy pojawiły się wnuki i przejęły te sygnalizację, niekoniecznie o odpowiednich porach.
Długa jest lista rzeczy, które są dla mnie cenne, ale zdaję sobie sprawę, że ważne są one tylko dla mnie. Kolejne pokolenia tworzą własne historie. Teraz przestrzeń w mieszkaniach zajmują komputery, kina domowe i inny sprzęt elektroniczny, a ozdobną zastawę obiadową zastępuje się prostą ceramiką odpowiednią do zmywarek. Nikt nie przywiązuje wagi do dekorowania stołów, celebrowania przyjęć, bo młodzi najchętniej spotykają się w lokalach poza domem, żeby uniknąć sprzątania, przygotowywania i marnowania czasu na zakupy. Książki raczej wypożycza się, a nie kupuje. Taki trend zapewne kiedyś minie, ale teraz jest tendencja, żeby wyrzucać stare, a kupować nowe i funkcjonalne.
Ponieważ nie chcę obarczać dzieci kłopotem pozbywania się kiedyś tego, co nagromadziłam, więc sukcesywnie robię miejsce… miejsce dla rzeczy, z którymi znowu ktoś kiedyś będzie musiał się rozstać.., bo w życiu wszystko się powtarza cyklicznie.
Anna Kulesz akryl na kartonie
SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie
Strona wykorzystuje pliki cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Więcej informacji