KOLEJNE ROZSTANIE – kurs komputerowy

Jak ja nie lubię rozstań. Kolejne zakończenie przed wakacjami. Tym razem kurs komputerowy.  Dzisiaj odbyła się  ostatnia już lekcja odkrywająca tajemnice GIMP-a. To darmowy program graficzny przypominający narzędzie profesjonalistów, Adobe Photoshop. Trochę mniej elastyczny, ale też ma niesamowite możliwości tworzenia grafiki i przetwarzania zdjęć. Można bawić się  kolorami i obrazami na poszczególnych warstwach. Można wycinać, łączyć je, zmieniać wymiary etc. Niestety, na GIMP-a mieliśmy tylko kilka godzin, więc pozostaje ogromny niedosyt. Ale ja mam już wielki apetyt na kontynuację. Tu ogromny uśmiech do kierownika Klubu Wars i Sawa, bo to on jest pomysłodawcą i organizatorem tych kursów. W piwnicach SDK, w zabytkowej staromiejskiej kamienicy mamy profesjonalnie wyposażoną pracownię komputerową w której spotykamy się na kilka godzin raz w tygodniu.

Będzie mi też bardzo brakowało spotkań z grupą i naszą trenerką – informatykiem- Beatką, która wprowadziła przyjacielską, cudowną atmosferę i z niesamowitą cierpliwością nas uczyła. Kontakt oczywiście pozostanie, ale ja nie tracę nadziei, że poprowadzi też kolejny kurs z  rozsupływaniem tajemnic grafiki komputerowej. Ależ to jest wspaniała zabawa.

Na pierwszych zajęciach poznaliśmy Photoscape w którym poddaliśmy zdjęcia obróbce, a następnie korzystając z programu TKexe wykorzystaliśmy je do tworzenia kalendarzy.  I tak wykonaliśmy  własne egzemplarze na następny rok (z nadzieją, że dożyjemy 🙂 oczywiście). Ja tak się rozpędziłam, że zaprojektowałam kalendarz rodzinny w którym są już oznaczone podpisem pod odpowiednimi dniami, wszystkie uroczystości rodzinne. Kartki poszczególnych miesięcy mają barwę odzwierciedlającą porę roku, zawierają obrazek tematycznie z nią związany i zdjęcia osób , które w danym miesiącu mają swoje święto. Wszystko w moim wymyślonym układzie graficznym. Oczywiście, zainteresowani już  otrzymali, chociaż miałam w planie podarować go dopiero z życzeniami noworocznymi. Ale tyle mam radości, że nie wytrzymałam. Ech te emocje… tak trudno je na wodzy utrzymać.

Poniżej kartki z innego kalendarza, który zrobiliśmy w grupie, dla SDK. Tu każdy miesiąc ma zdjęcia naszego zespołu podczas zajęć, ale wklejam tylko te, bo pozostałych osób nie pytałam o zgodę na publikację ich wizerunku.

2017_06

2017_052017_09

2017_11

Ale to wszystko to dodatek, bo najcenniejsze są znajomości i ludzie , których się spotyka i zżywa z nimi przez te kilka miesięcy . Serdeczność, humor, rozmowy, a potem kontynuacja kontaktów.

MOJA MIŁOŚĆ – MUZYKA

“Jak dobrze mieć sąsiada… ” Zapewne tak, ale nie zawsze. Gdybym miała sąsiada, to na pewno nie pozwoliłoby mi to na słuchanie głośnej muzyki co uwielbiam prawie od dziecka, bo towarzyszą temu absolutnie inne, pełniejsze odczucia przy jej odbiorze. Wnika w każdy element naszego ciała, pobudza je albo wycisza i uspokaja. Lubię takie zderzenia emocji. Bez muzyki żyć nie potrafię. I dzisiaj właśnie nie spodziewając się niczego specjalnego siadłam do komputera, żeby czegoś poszukać i przypadkiem trafiłam na link do muzyki Mariusza Żółkiewki – ViNATi. Byłam dawno temu na dwóch jego koncertach, ale to co usłyszałam teraz, to trudno opisać. Huragan i subtelność. Perfekcja, wszystko dopracowane i wrażenie, że artyści nie odtwarzają muzyki, ale są muzyką. Mistrz tak mówi o swoim graniu „W muzyce klasycznej prędkość oznacza emocje, a rockowej, to właśnie gitara daje możliwość ich nadania. Wplatam więc w instrumentalną muzykę rockową poszczególne frazy muzyki klasycznej, głównie Paganiniego i Bacha.

W sieci znalazłam podsumowanie , które w pełni wyraża też moje odczucia: “Czy gitara elektryczna może brzmieć jak harfa, romantyczna lutnia, cytra, a nawet chińskie guqiu? Czy na elektrycznej gitarze wesołe allegra i smutne adagia mogą brzmieć równie pięknie i poważnie jak na starożytnych, klasycznych instrumentach? Czy w rękach człowieka przyrząd wytwarzający dźwięk przybierać może postać raz niewinnego, bezbronnego dziecka, a raz namiętnej, nieposkromionej kochanki?  MANDALA, Warszawa”
Tak, tak gra Mariusz Żółkiewka ze swoim zespołem SUNDARAM

SPOTKANIA LITERACKIE – Warszawska Szkoła Pisania – Jubileusz

To już pięćdziesiąte, jubileuszowe spotkanie Stajni Literackiej Warszawskiej Szkoły Pisania Stowarzyszenia Pisarzy Polskich ( wpisy związane – 16.02.2016 i 12.04.2016). Prowadzącym i opiekunem naszej grupy jest twórca Wielkiego słownika frazeologicznego języka polskiego, profesor Piotr Muldner-Nieckowski z którym, niestety, musieliśmy rozstać się  dzisiaj na czas wakacji. Będzie nam bardzo brakowało interesujących wykładów.

IMG_0008fot. Anna Kulesz

IMG_0006 drugiefot. Anna Kulesz

IMG_0004fot. Anna Kulesz

Nie było nas dzisiaj dużo, ale zawsze tak jest przed wakacjami. Egzaminy, przygotowania do wyjazdów etc. I nasze spotkanie też miało swobodniejszy charakter, choć kilka nowych utworów poddawaliśmy twórczej krytyce jak zawsze. Ciekawy okazał się wiersz o nodze od stołu. Zdawałoby się , że temat banalny , mało interesujący na inspirację do wiersza, a jednak… dusza artysty potrafi zaskoczyć.

Ballada o nodze od stołu

Prawie zawsze jest schowana

Pod obrusem adamaszkowym,

Jest szlachetna, inkrustowana

W dużym pokoju zamkowym.

Zapoznana z sagą rodziny,

Zna dotyki domowych butów.

Może dowieść rodowe winy,

I sekrety tajnych dysputów.

Na przyjęciach goście durnieli:

Tym jedzenie nie smakowało,

Tamci uciech nieziemskich chcieli,

Damom chętnie się plotkowało…

Lakier zadrapany ostrogą,

Szablą i pantofelkiem damskim

Jest pouczająca przestrogą

Panom, o zachowaniu chamskim…

Potem ściemniała, ze szparami

Od blatu stołu się oddziela,

Pali się na kominku z drwami

Na swoją cześć iskrami strzela…

(Henryk Ditchen 29.05.2016)

 

Z okazji Jubileuszu otrzymaliśmy antologię pt “Co jest pisane” w której zostały zebrane utwory 31 osób spośród słuchaczy przyjeżdżających do Stajni z całej Polski.

IMG_0005fot. Anna Kulesz

Na okładce książki jest obrazek mojego autorstwa. To wiosenny aniołek z fragmentem świdermajerowskiej werandy o czym są dwa wiersze wewnątrz tomiku.IMG_0005 drugiefot. Anna Kulesz

To jeden z nich, który oparłam na swoich wspomnieniach z dzieciństwa

Weranda pełna wspomnień Anna Kulesz

Ażurowa weranda

zastygła w winorośli

jak zamek opuszczony

w słowiańskich legendach

do niej przyklejone

drewniane schodki

na których bose stopy

małej dziewczynki

odmierzały upływający czas

Tu dokonywały się narodziny lalek

utkanych z dziecięcych fantazji

i kwiatowych płatków

tu rzeczywistość zmieniała się w teatr

Dzisiaj pozostała tylko koślawa ławka

i złamana deska w progu

ale miejsce jeszcze ciągle pachnie

pomarańczowymi nasturcjami

choć świdermajery odchodzą

jak starzy ludzie

jak zapomniane bajki…

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie