KURS KOMPUTEROWY cz.2- SENIORZY

CYFROWO KOMPETENTNI kurs ze środków KPO

Wracamy na scenę. Seniorzy gonią postęp, dlatego nieocenione są warsztaty komputerowe, które nie pozwalają na wykluczenie z normalnego codziennego funkcjonowania. Teraz  wszystko inaczej się załatwia, niż dwadzieścia, czy więcej, lat temu. Nie wdrażając się w nowinki cyfryzacji, wypada się z normalnego życia. Bywa, że nawet proste określenia wprawiają w zakłopotanie kogoś starszego. Niedawno usłyszałam w markecie, jak klientka w wieku senioralnym zapytała o energooszczędną żarówkę. Sprzedawca odpowiedział – „mamy tylko inteligentne na aplikację„. Konsternacja… chwila ciszy i… „no to dziękuję”. Dla młodego człowieka było wszystko ok. To pojęcia, którymi się posługuje, ale zabrakło mu odrobiny empatii, żeby pomyśleć, że te dwa słowa w odniesieniu do żarówki, mogą być dla osoby starszej, niezrozumiałe.

Dlatego bardzo ważna jest ciągła nauka, poznawanie tego co nowe, a nie obawa przed nowym. I temu służą m.in. takie kursy.

Warsztaty prowadzą  młodzi ludzie co jest oczywiste, bo prostu nie ma jeszcze starych informatyków. Na szkoleniach nie wystarczy  sama wiedza, żeby otworzyć seniora na zrozumienie działania komputera. W późniejszym wieku, słabsza orientacja, gorsza pamięć, upór i opór nie sprzyjają nauce, ale młodzi trenerzy znajdują płaszczyznę dobrego porozumienia. Do tego jednak potrzeba  dużo, a nawet bardzo dużo cierpliwości. Kluczem jest też swoboda bycia, poczucie humoru, takt, no i ogromna podzielność uwagi. O profesjonalnej wiedzy już wspomniałam wyżej. Mamy szczęście, bo nasz prowadzący informatyk Bartłomiej Minda, takie predyspozycje posiada.

W grupie jest dziewięć osób, każda na innym poziomie wiedzy komputerowej nieco już zaawansowanej, a to sprawia, że wszyscy mają mnóstwo pytań i zwykle w tym samym momencie pytają o różne rzeczy. A pytają bez przerwy. Masakra. Nie byłabym w stanie tak pracować, a on z uśmiechem i spokojem podchodzi kolejno do każdego z wyjaśnieniem, pamiętając, w zasadzie,  kto o co pytał.

W terenie jeszcze trudniej przebić się ze swoim pytaniem, bo pyta ten, kto przepycha się sprytniej.

Trzy ostatnie dni warsztatów, to według planu, nauka w terenie, więc znowu duża porcja wiedzy, która ułatwia życie. Obsługa paczkomatu, biletomatów, korzystanie z blików w sklepach i ze skanera, który wyświetla wszystko o danym produkcie, a też wykorzystanie GPSa w smartfonie, jeśli chcemy gdzieś dotrzeć nie znając trasy. Niezwykle przydatna dla wszystkich okazała się aplikacja –jak dojadę– która pokazuje nie tylko transport, ale również istotne szczegóły, jak informacje z jakiego peronu/toru odjedzie interesujący nas pociąg, skąd autobus i o jakich godzinach, ile czasu na dojście. Można też w prosty sposób zamówić przez aplikację taksówkę, która przyjedzie w każde miejsce. Trudno mi wymienić wszystko , czego się nauczyliśmy, albo raczej czego się uczyliśmy, bo dopiero życie pokaże co w głowach zostało. Materiału jest bardzo  dużo i trudno tak od razu zapamiętać, ale pojęcie ogólne zostaje i potem można próbować dochodzić samemu. No właśnie… i tak doszliśmy nawet do cmentarza, żeby poznać jak korzystać z elektronicznej mapy. Rewelacja. Koniec z problemem i kręceniem się w kółko… „gdzie ten grób?… powinien gdzieś tu być.. nie pamiętam…” Nie przećwiczyłam, bo akurat wtedy mój smartfon zrobił mi psikusa i rozładował się, zapewne wyczerpany intensywnością ćwiczeń. Ale zapamiętywałam każde słowo. Zdjęcia z tego miejsca i z marketu, gdzie sprawdzaliśmy produkty skanując je, zrobić też nie mogłam. A tak bardzo lubię utrwalać ciekawe momenty. Następnego dnia przyszłam z pełnym doładowaniem :)) i powerbankiem na wszelki wypadek.

Cyfryzacja, to ogromna zmiana w życiu seniorów, które było przez dziesiątki lat diametralnie inne. O wszystko trzeba było troszczyć się samemu. Sami naprawialiśmy, sami szukaliśmy tras i rozwiązań, staliśmy w kolejkach nie tylko po bilety.  Pokonywaliśmy mnóstwo problemów z jakimi trzeba było się mierzyć i nagle wszystko stało się proste, ale pod warunkiem, że wniknie się w ten nowy model życia. Nie kłócimy się teraz w kolejkach, bo mamy numerki, które wyświetlają się i zapraszają do podejścia. Prawie każda sprawa jest do załatwienia bez wychodzenia z domu. Niepotrzebni stają się artyści, bo sztuczna inteligencja tworzy za nich muzykę, obrazy, poezję. Za lekarzy, bo AI diagnozuje, a nawet wykonuje operacje. Udział AI jest już ogromny we wszystkich dziedzinach naszego życia.   Przemysł, transport, rolnictwo, medycyna, a nawet prowadzenie domu.

Miesiąc intensywnego kursu się kończy, ale czy ja tego chcę? Mam jeszcze tak dużo pytań. Ciągle potrzebna podpowiedź, bo ryzyko nieodpowiedniego kliknięcia może mieć niemiłe konsekwencje.

Ale im więcej informacji, tym większa ciekawość. Z tego rodzi się też pytanie o przyszłość. Tak intensywnego rozwoju, tak błyskawicznie, w naszej cywilizacji nie było i szczerze żałuję, że nie doczekam czasów, kiedy np. nastąpi wyraźny podział na ludzi bardziej cyfrowych i tych bardziej biologicznych, bo do tego za kilkaset lat na pewno dojdzie. A może wcześniej. Już dzisiaj widać, że jedni są ciągle naturalni, czyli różnorodni, a inni jednakowo sztuczni, naprawieni przez operacje plastyczne. Takie same usta,  piersi, zęby, brwi i twarze jak maski z naciągniętą skórą. Już dzisiaj próbuje się też skopiować do sieci świadomość. Myśli na twardym dysku… coś niesamowitego. Zaawansowane są też badania nad odnową komórek. Czy w takim razie przestaniemy umierać? Dla ludzi przyszłości będzie to wszystko normalne, bo stajemy się tacy, w jakich warunkach żyjemy. Warunek, że mamy nad takimi zmianami kontrolę, bo może się zdarzyć, że ją stracimy. A może we wszechświecie wszystko odbywa się cyklicznie. Może kiedyś była niejedna wysoko rozwinięta cywilizacja, która w pewnym momencie zniszczyła sama siebie…

Wybiegłam za daleko w przyszłość, a to dlatego, że na kursie poznaliśmy sztuczną inteligencję, więc moje myślenie poszło w tym kierunku. Duża porcja wiedzy i czuję, jak mój mózg otwiera kolejne obszary dotąd nieużywane, bo przecież nabyte informacje muszą się gdzieś pomieścić. ;))

Jednak to jeszcze nie koniec kursu. Czeka nas kilka indywidualnych zajęć z mentorami, a potem egzamin w całej grupie, ale o tym napiszę w trzeciej części.

POETYCKIE ZADUSZKI w TPJ

Dzień Zaduszny – Edward Kornecki (obrazek z sieci)

Dzisiaj, 30 października, w Willi Frankówka w Józefowie odbyło się spotkanie poetyckie Towarzystwa Przyjaciół Józefowa, poświęcone pamięci zmarłych znajomych poetów, naszych przyjaciół i innych bliskich nam osób.

Spotkanie pełne refleksji, zadumy  nad życiem i przemijaniem, prowadził nasz przyjaciel, poeta Bernard Belka „Ben”, a patronował temu wydarzeniu prezes TPJ Robert Lewandowski. Ben zaprosił nas do udziału żeby wspólnie przeczytać okolicznościowe wiersze.

Uroczysty charakter spotkania podkreślały świetnie dobrane utwory muzyczne.

Kochajmy się wszyscy, wybaczajmy sobie wzajemnie i dawajmy ciepło, bo może okazać się, że jest „za późno„. Właśnie taki tytuł ma wiersz, który przeczytałam, a napisałam go po śmierci Mamy. Został wydrukowany w Antologii Stowarzyszenia Autorów Polskich.

Za późno
Anna Kulesz

Nie spostrzegłam nawet
kiedy przyszło to

za późno

odkładałam na jutro
na po obiedzie
odkładałam jak będzie więcej czasu
jak skończę swoją robotę
i byłam zaskoczona
kiedy okazało się że jest

za późno

Stałam jak wrośnięta
w zimną posadzkę korytarza

niech się pani odsunie

nie mogłam się ruszyć
patrzyłam na wychudzone dłonie
leżące wzdłuż ciała na noszach
pod cienką skórą widać było
granatowe żyły
jakby mapa całego życia
tyle dawały mi kiedyś ciepła
zawsze chroniły
a teraz było już

za późno

chciałam podbiec
zatrzymać je i całować
podziękować za wszystko
ale stałam odrętwiała
z pobladłą twarzą i łzami
które zdławione boleśnie
rozrywały moje wnętrze

no niech się pani odsunie

nie mogłam się poruszyć
jak by to ze mnie uchodziło życie
zimne czoło i dławienie w gardle
którego nie mogłam
z siebie wyrzucić

teraz
na wszystko było już za późno


Długie życie, to długa lista przyjaciół, krewnych, sąsiadów i wszystkich, których spotykamy na swojej życiowej drodze. Każdy z nich w jakiś sposób nas kształtuje. Jedni uczą miłości, inni ostrożności, ale wszyscy pozostają w pamięci. Niektórych chętnie by się z niej wymazało, ale za pozostałymi, którzy odeszli, tęskni się potem do końca życia. Ból po stracie nie ma końca, a im większe grono ludzi wokół, tym więcej cierpienia. Zliczyć mi trudno wszystkich, którzy wywarli ogromny pozytywny wpływ na moje życie. Pojawiają się ciągle w moich myślach, w moich snach, a na jawie coraz więcej pustych krzeseł, coraz więcej wykreślonych numerów telefonów. Z wieloma osobami rozmawiałam miesiąc, czy nawet kilka dni przed śmiercią i nigdy nie odniosłam wrażenia, że za moment już ich nie usłyszę, nie zobaczę. Nie wierzyłam w to nawet wtedy, gdy odchodzili na moich rękach...

obrazek ze strony TPJ

Spotkania we Frankówce mają już swoją tradycję. W zależności od ich charakteru, są wzniosłe, albo biesiadne, ale , jak to bywa wśród zaprzyjaźnionych grup, wieńczą je wspólne zdjęcia. To one najlepiej zachowują pamięć.

wszystkie zdjęcia na blogu mają prawa autorskie

CZŁOWIEK Z BURSZTYNU

Moi bliscy wiedzą, że książki, to prezenty, które sprawiają mi ogromną przyjemność, a z dedykacją od autora, zwielokrotniają ją. I tak zdarzyło się niedawno.

„Człowiek z bursztynu”  Sylwii Winnik i Tomasza Ołdziejewskiego, to opowieść o pasji autora, która stała się jego pracą i życiowym spełnieniem.  Książkę czyta się jednym tchem i nie sposób oderwać się nawet na chwilę. To opowiadanie o całym procesie powstawania dzieł sztuki z bursztynu począwszy od pozyskiwania go, kształtowania w rzeźbę, aż do sukcesu w biciu rekordu Guinnessa (Titanic, Latarnia Morska w Helu). Artysta tworzy bursztynowe dzieła o wadze nawet do kilkudziesięciu kilogramów. Statki, samochody, mapy, zegary, szkatuły, obiekty architektoniczne. Biżuteria przy tym to już tylko drobiazg, aczkolwiek też artystyczne wyroby.  Tomasz Ołdziejewski, to niezwykle zdolny rzeźbiarz. Bursztyniarz, bursztynnik o ogromnych zdolnościach, który swoje życie oddał sztuce. Każdy, kto cokolwiek tworzy potrafi poczuć to, co jest sensem istnienia dla  artysty, dlatego czytając wchodzi się jak gdyby w jego skórę; szukając nocami bursztynów na plaży, marznąć i moknąć w deszczu, odczuwając radość z powstania każdego elementu rzeźby. Tak, tak rodzi sie sztuka. Można nie spać, nie jeść, a być nasyconym pracą przy tworzeniu.

Bardzo polecam tę książkę pełną emocji, piękna, tajemnic Natury, opowieści o przyjaźni i współpracy.

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie