CZŁOWIEK Z BURSZTYNU

Moi bliscy wiedzą, że książki, to prezenty, które sprawiają mi ogromną przyjemność, a z dedykacją od autora, zwielokrotniają ją. I tak zdarzyło się niedawno.

„Człowiek z bursztynu”  Sylwii Winnik i Tomasza Ołdziejewskiego, to opowieść o pasji autora, która stała się jego pracą i życiowym spełnieniem.  Książkę czyta się jednym tchem i nie sposób oderwać się nawet na chwilę. To opowiadanie o całym procesie powstawania dzieł sztuki z bursztynu począwszy od pozyskiwania go, kształtowania w rzeźbę, aż do sukcesu w biciu rekordu Guinnessa (Titanic, Latarnia Morska w Helu). Artysta tworzy bursztynowe dzieła o wadze nawet do kilkudziesięciu kilogramów. Statki, samochody, mapy, zegary, szkatuły, obiekty architektoniczne. Biżuteria przy tym to już tylko drobiazg, aczkolwiek też artystyczne wyroby.  Tomasz Ołdziejewski, to niezwykle zdolny rzeźbiarz. Bursztyniarz, bursztynnik o ogromnych zdolnościach, który swoje życie oddał sztuce. Każdy, kto cokolwiek tworzy potrafi poczuć to, co jest sensem istnienia dla  artysty, dlatego czytając wchodzi się jak gdyby w jego skórę; szukając nocami bursztynów na plaży, marznąć i moknąć w deszczu, odczuwając radość z powstania każdego elementu rzeźby. Tak, tak rodzi sie sztuka. Można nie spać, nie jeść, a być nasyconym pracą przy tworzeniu.

Bardzo polecam tę książkę pełną emocji, piękna, tajemnic Natury, opowieści o przyjaźni i współpracy.

KURS KOMPUTEROWY cz.1 – SENIORZY

CYFROWO KOMPETENTNI – ze środków KPO

Nawet nie chodzi o to czy lubię się uczyć, czy nie, bo nauka jest dla mnie jak oddychanie. Po prostu, zawsze chcę wiedzieć więcej, ze zwykłej ciekawości. Nic nie jest mi obojętne, a praca z komputerem szczególnie, bo uczy, bawi, rozwiązuje problemy, otwiera bezgraniczne możliwości, chyba we wszystkim. Bardzo, bardzo dawno temu ta wiedza wydawała mi się niedostępna. Określenia, które były niezrozumiałe, zniechęcały i nie czułam żadnej potrzeby poznawania komputera. Barierę przełamała Beatka, przyjaciółka, która jeden raz opowiedziała mi w bardzo prosty sposób jak to wszystko funkcjonuje i chwyciło…

Sporo umiałam kiedy zapisałam się na pierwszy kurs. Dwa następne, to takie szkolenia utrwalające to, co znałam. A na czwarty, wyższego stopnia, poszłam, bo była okazja poznać nieco programy graficzne. GIMP, PhotoScape, tworzenie kalendarza. To dopiero była zabawa… Znowu minęło dużo czasu i zaczynało brakować wiedzy praktycznej, więc kiedy pojawiła się okazja, żeby poszerzyć wiadomości i uporządkować te, które już mam, to szybko zareagowałam na informacje o kolejnym kursie. No i jestem.

Kurs ze środków UE na doskonalenie osób starszych pod hasłem CYFROWO KOMPETENTNI.

Kurs jest intensywny, niemalże codziennie, zawsze od 8.00 po sześć godzin. Jesteśmy odrobinę zmęczeni, ale w grupie są bardzo sympatyczne osoby. Jest dużo humoru, serdeczności, a wiedzę przekazuje profesjonalny młody informatyk Bartłomiej Minda. Dla nowego pokolenia urodzonego w świecie cyfryzacji wszystko jest proste, my seniorzy musimy przestawić swoje myślenie. Udaje się to we współpracy międzypokoleniowej i to się sprawdza na wszystkich innych zajęciach.

Szkolenie obejmuje też wyjścia w teren: biletomaty, bankomaty, paczkomaty, czyli to, czego nie znam w ogóle, a jest potrzebne na codzień. Z wyszukiwaniem trasy i dojazdów nie mam problemu, bo to musiałam opanować, żeby dotrzeć do wielu nowych miejsc, ale to co teraz poznałam za pomocą aplikacji – jak dojadę – zaskoczyło mnie bardzo. Bez wyszukiwania rozkładów jazdy, tras, godzin. Wszystko jak na dłoni w sekundę. Życie zmienia się błyskawicznie, kto nie nadąża, to wypada, więc… do przodu.

WITKACJA. WODEWIL NA KRAWĘDZI

Od czasu do czasu bywam w Teatrze Rampa.

Najnowszy spektakl  to obecnie  „Witkacja. Wodewil na krawędzi”, o życiu kontrowersyjnego, choć  doskonałego pisarza, malarza, filozofa Stanisława Ignacego Witkiewicza, znanego jako Witkacy.

Początek sztuki nieco mnie zaskoczył scenerią, zamieszaniem, ale bezpodstawnie, bo życie artysty też było szaleństwem. Był nieprzewidywalny i pełen sprzeczności. Buntownik i ekscentryk. Dążeniem tworzenia była szuka czysta oderwana od codzienności i polityki wnikająca w tajemnicę istnienia.

Bezkompromisowy Witkiewicz zmieniał kobiety, przyciągał, odrzucał , a one traciły dla niego głowę, mimo jego impertynenckich zachowań. Ale tak często bywa, że pod twardą skorupą kryje się wrażliwość. U Witkacego dodatkowo obawa, że znika człowieczeństwo, ze nadchodzi era czlowieka zautomatyzowanego i niepewność. I o tym jest wodewil. Nad trumną artysty kobiety szaleją, kłócą się, żądają od niego, od jego ducha, wyjaśnień, przeprosin.

Odtwarzane są ostatnie dni przed wybuchem wojny 1939 roku. Wtedy Witkiewicz załamuje się, traci nadzieję i popełnia samobójstwo.

Sztuka wypełniona muzyką  różnych brzmień, różnych gatunków,  na żywo i elektroniczna. Bardzo dobrze wykonane piosenki  i ciekawa scenografia, która doskonale oddaje klimat tamtych dni, treść i przekaz sztuki. Jednocześnie  łamie schematy do których przyzwyczaił nas teatr, dlatego w rozmowach po obejrzeniu, opinie były bardzo różne. Mnie ta inność przedstawienia zaciekawiła, a nawet wchłonęła. Oglądałam z dużym zainteresowaniem. Świetna gra aktorów, dużo włożonej pracy. Zaczyna się też nietypowo, bo nie ma kurtyny, aktorzy są już na scenie i widz ma odczucie, że wchodzi w środek akcji.

Kiedy znowu się tu zjawię? Nie wiem… bilety nie są tanie

SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie