Czas sprzyja czytaniu książek, ale ciągle jest jeszcze dużo na moich półkach tych, których nie znam. Pochłaniam je z ogromną przyjemnością, przenoszą mnie w dziwne, czasami nieprawdopodobne historie, ale często biorę do ręki tę, do której zrobiłam ilustracje. Powieść SŁOWIANKA. Autor Bartłomiej Wagner.
W zakładce KSIĄŻKI Z MOJEJ PÓŁKI opisałam jak wyglądała moja współpraca z autorem Bartłomiejem Wagnerem. To pseudonim literacki, którego używa pisząc powieści. W jego utworach próżno szukać modnej dzisiaj agresji, nie przyciąga wulgaryzmami, które bywają magnesem dla pewnej grupy czytelników. Ta książka ma zupełnie inną misję. Opowiada o prawdziwej przyjaźni, o poświęceniu, a jednocześnie pokazuje zajęcia i zwyczaje słowiańskie.
Jest to ilustrowana awanturniczo-podróżnicza powieść , która ma początek w Imperium Rzymskim, osnuta na prawdziwych wydarzeniach historycznych z grupą fikcyjnych bohaterów. Akcja dzieje się dokładnie od 4 roku BC, czyli od śmierci Heroda, do około 1 roku BC, a właściwie do późnej jesieni 2 roku BC.
Opisuje ucieczkę grupy naszych krajan z Jerozolimy z królestwa mrocznego Herodowego terroru do krainy, gdzie ich dom, połączoną z perypetiami jakie ich spotykają podczas tej wędrówki. Bogata w pirackie potyczki na morzu, podróż szlakiem bursztynowym przez nieprzeniknione puszcze, bory, morza i rzeki, jak i w opisy warzenia piwa czy transakcji handlowych. A spora ich część z dużą dozą humoru. Opowiada o przemianie złych ludzi w dobrych, o mocy Natury, o wielkości Słowian. Dreszczyk emocji wyzwalają spotkania z dzikimi zwierzętami czy opis igrzysk w Circus Maximus.
Powieść napisana językiem stylizowanym na archaiczny z nielicznymi zwrotami zapożyczonymi z innych języków słowiańskich, by zaakcentować inność epoki od naszej.
Przeznaczona dla czytelnika w różnym wieku. Polecana szczególnie dla młodzieży, która dopiero poznaje historię.
OD AUTORA
Słowianka z okładki nosi się nieco inaczej niż czyniły to Słowianki, a raczej Prasłowianki jej proweniencji. One ukrywały włosy pod czepcem, warkocz pozostawiając młodym niezamężnym. Wprawdzie nasza Dosia liczy sobie wiosen trochę ponad trzydzieści, ale włosy zaplata dla wygody w podróży i walce, która była chlebem powszednim podróżników w tamtych niestabilnych czasach, a głowę przykrywa luźną chustą dla ochrony przed żarem śródziemnomorskiego słońca. Jeśli zwrócimy uwagę na laskę, którą trzyma w dłoni, zauważymy rękojeść sporządzoną z kawałka gentarum, jak wówczas nazywano bursztyn. Anna Kulesz Ilustratorka z właściwą sobie dbałością o szczegół sporządziła konterfekt bohaterki naszej Opowieści. A ja tak opisałem tę pierwszoplanową postać:
Posłano po wiedźmę. Po chwili stanęła przed nimi niestara, może trzydziestopięcioletnia kobieta, wzrostu dość słusznego, jak na tutejsze warunki. Patrzyła na przybyszów prosto, łagodnym spojrzeniem jasnobłękitnych oczu z lekko opalonej twarzy o nieskazitelnej cerze i regularnych rysach. Odziana była w prostą, lnianą szatę i kapcie uplecione z wierzbowej kory. Włosy koloru pszenicy spięła srebrną spinką z dziwnym kamieniem o barwie miodowej, u nasady grubego warkocza przerzuconego do przodu, sięgającego aż do pasa. Dłonie wsparła na prostej lasce z twardego drzewa, zakończonej gałką z takiegoż kamienia, w którego wnetrzu widniał zatopiony jakiś egzotyczny insekt.
„Jak się nazywasz?” – zapytał Baltazar po grecku, ponieważ nie znał żadnego innego z używanych tu narzeczy.
“Imię moje nie jest stworzone dla tutejszych warg”, zaśmiała się czarownica niskim, melodyjnym altem. I wyrzekła słowo, które zabrzmiało jak sama Natura dziewicza. Był tam szum zefiru, i brzęk cięciwy w łuku, i świst wypuszczanej zeń strzały, i zawołanie wilka, i śpiew skowronka, i dzwon cynowej misy, i plusk wodospadu, i brzęczenie roju pszczół równocześnie.
To na razie od nas taki krótki wstęp.
CDN
Słowianka z okładki nosi się nieco inaczej niż czyniły to Słowianki, a raczej Prasłowianki jej proweniencji. One ukrywały włosy pod czepcem, warkocz pozostawiając młodym niezamężnym. Wprawdzie nasza Dosia liczy sobie wiosen trochę ponad trzydzieści, ale włosy zaplata dla wygody w podróży i walce, która była chlebem powszednim podróżników w tamtych niestabilnych czasach, a głowę przykrywa luźną chustą dla ochrony przed żarem śródziemnomorskiego słońca. Jeśli zwrócimy uwagę na laskę, którą trzyma w dłoni, zauważymy rękojeść sporządzoną z kawałka gentarum, jak wówczas nazywano bursztyn.Ilustratorka z właściwą sobie dbałością o szczegół sporządziła konterfekt bohaterki naszej Opowieści.