Archiwa tagu: Bydgoska ballada Anna Kulesz

BYDGOSZCZ

Gdziekolwiek los nas rzuci, zawsze powraca się pamięcią do miejsca urodzenia. Dzisiaj nie jestem związana z Bydgoszczą, ale często mam ją w myślach. Tam spędziłam pierwsze swoje kilkanaście lat życia. Wszystko wtedy wyglądało zupełnie inaczej. Polska dźwigała się dopiero po wojennej tragedii. O tamtej codzienności można opowiadać długo, ja ujęłam ją w taki wspomnieniowy wiersz i zdjęcia, które zrobiłam kilka lat temu przy okazji wycieczki. Wyszłam z hotelu o świcie, kiedy wszyscy jeszcze spali, bo na zorganizowanych wyjazdach nie ma czasu na prywatne spacery. To nawet nie był spacer, a bieg, bo musiałam, bo chciałam spojrzeć na miejsce w którym spędziłam dzieciństwo . Mijałam szkoły do których chodziłam, koszary wojskowe, sklepy w których robiłam z mamą zakupy, a dochodząc do kamienicy w której mieszkałam, zrobiłam zdjęcie narożnego sklepu “Żabki”, gdzie w moich czasach była knajpa o której piszę w wierszu.

Budynki częściowo odnowione. Kamienica w której mieszkałam, również. Wszystko dobrze pamiętam.

Nie ma już bruku, nie ma baśniowych latarni gazowych, jest nowa brama nie tak ciekawa jak ta z mojego dzieciństwa i nowe okna. Tu gdzie zielone zasłony był nasz mały pokoik, obok duża sypialnia. To przez te okna patrzyłam na maszerujących żołnierzy i przez te okna wpadał głos woźnicy “szmaty, gałgany, butelki”, a dzieci powtarzały jego śpiewne zawołanie.

Okna kuchenne i pokoju stołowego wychodziły na podwórko, najładniejsze w okolicy, bo duże i słoneczne. Graliśmy w piłkę, państwa i miasta, skakaliśmy przez sznurek, bawiliśmy się w chowanego i jedliśmy kanapki z masłem i cukrem popijając oranżadą własnej roboty. Mniejsze dzieci urzędowały w piaskownicy, a mamy plotkowały siedząc obok i pilnując swoich pociech.

Koniec mojej ulicy wieńczyły rozległe koszary z mocnej czerwonej cegły. Do dzisiaj zajmują ogromny teren. Trzymają się doskonale, ale wokół jest rozkopane i trudno było dobrze je uchwycić w obiektywie. Zresztą to ogromny obiekt i potrzebny byłby dron.

bydgoska ballada Anna Kulesz 
(dźwięki mojego miasta w czasach PRL)

latarnik gasił latarnie gazowe  
gdy świt rozbielał kamienic dachy
dzwoniły butelki z mlekiem wiezione
na progu mieszkań szybko stawiane

o bruk stukały końskie podkowy
furmani ostro strzelali z bata
ciężko toczyły się z węglem wozy
leniwie powoził skupujący szmaty

tam gdzie mieszkałam z pobliskich koszar
maszerowali rano  żołnierze
był to dla wszystkich moment radosny
bo ulicami zawsze szli ze śpiewem 

co dzień budziły mnie te same  dźwięki  
jak rytualna  muzyka  o wschodzie  
w którą wplatane szeptem słowa matki  
kusiły by znowu  wtulić w jasiek głowę  

z nastaniem świtu na podwórka skraju  
smutne piosenki dziewczyna śpiewała
chustą swą postać wątłą okrywając
zbierała  grosze z okien jej rzucane 

inne dźwięki miało  miasto w soboty
gdy robotnicy po tygodniu pracy
w knajpie na rogu puszczali forsę 
przy kuflu piwa czystej i kartach 

śmiechy i żarty czasem słowa ostre
rzucali z kartami na stół karciarze  
po pustych  ulicach  niosły się pogłosem
ktoś na harmoszce podgrywał  przy barze  

dym z papierosów w bibułkę  zwijanych
bimber  i śledzik  z cebulą  w talarki  
pod kamienicą  łomot do bramy
którą  dozorca zostawić miał otwartą   

w rytm tych melodii mijało dzieciństwo 
wschód uspokajał zachód budził grozę  
dzisiaj bez znaczenia ranek czy wieczór  
niepewnie się czuję przy Wschodzie i Zachodzie
  wrzesień 2018