Koniec roku to czas podsumowań, tak i kierownik Klubu Wars i Sawa z SDK, Grzegorz Jasiński, zaprosił klubowiczów na wspomnienia z tegorocznych wycieczek. Cudownych wycieczek.
Ale podsumowanie nie oznacza końca. Padły nowe propozycje na kolejne podróże, bo na to samo spotkanie przybyła do nas właścicielka Biura Podróży “ARTUR” , Ewa Dixon, która nam te wycieczki od kilku lat organizuje, wkładając w nie całe swoje serce.Już w progu zasypano ją pytaniami i serdecznymi słowami przywitania.
Pani Ewa przedstawiła, solidnie opracowane na naszych wcześniejszych rozmowach, konkretne już propozycje wycieczek. Być może spełni się moje kolejne marzenie i może zobaczę miasto o którym śnię od wielu lat… od bardzo wielu lat. Miasto pełne tajemnic , do dziś też jeszcze niewyjaśnionych, obfite we wspaniałe zabytki, bogate w historię, malownicze miasto moich pragnień. Takie mam o nim wyobrażenie. Na razie wędruję tam tylko wirtualnie i … nie zapeszam.
To już trzeci dzień od powrotu z wycieczki do Rumunii, a mnie nie udało się zrobić wpisu. Wycieczka trwała tylko pięć dni, nie licząc dwóch dni dojazdowych, ale wrażeń jest ogromnie dużo i tysiące zdjęć, dlatego nie potrafię wybrać tych najistotniejszych, bo wszystko wydaje mi się ważne.
Rumunia bardzo mnie zaskoczyła. To zupełnie inny kraj niż ten jaki pamiętam z lat osiemdziesiątych. Widać jak nowe wkracza w stare. Dzięki dotacjom powstają nowe drogi i autostrady choć jeszcze nie na taką skalę jak u nas.
Domy raczej się odnawia, a nie buduje, bo społeczeństwo nie jest bogate.
Rumunia to kraj wielu kultur, wielu wyznań a jednak wszyscy się dogadują. Sąsiadują ze sobą, spotykają się.
Rumuni świadomi są swojego pochodzenia, historii sięgającej czasów rzymskich. Szanują tradycje i pielęgnują legendy, przesłania, a nawet przepowiednie ludzi starszych.
Przepełnieni są duchowością, nie wstydzą się wyznawanej religii o czym świadczą m.in. charakterystyczne krzyże z wizerunkiem Chrystusa w bardzo wielu miejscach przy drogach, na prywatnych posesjach, na polach. Także symbole wyznawanej religii usytuowane są na zwieńczeniach dachu.
Ludzie są serdeczni, życzliwi, pełni radości, chęci do zabawy i tańca. Polacy są wymieniani jako najbardziej lubiany przez nich naród. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo jednak nasze wyobrażenie o tych relacjach jest nieco inne. Jakoś zawsze Rumunię kojarzyłam z Cyganami, a Rumuni, których widujemy często na naszych ulicach nie pasują do tego co zobaczyłam na miejscu. Cyganie tam też zamieszkują, ale po prostu są jako jedna z wielu nacji.
Poza tym, pamiętam jeszcze bardzo niemiłe traktowanie nas na przejściach granicznych w czasach komunistycznych za rządów Nicolae Ceaușescu, jak i sam przejazd przez to państwo, kiedy uciekaliśmy w popłochu z parkingu, żeby zachować to co przy sobie mieliśmy. Dzisiaj nawet mnie to nie dziwi, bo była tam wtedy ogromna bieda i strach. Kraj zaczął odżywać dopiero po śmierci dyktatora. Wiemy jak trudno się podnosić i jak trudno odzyskać dobre imię. Rumuni wkładają dużo serca i wysiłku, żeby zmienić postrzeganie ich w świecie, ale żeby się o tym przekonać trzeba tam pojechać.
*
Są solidni , serdeczni, gościnni i uśmiechnięci i czyści co ma dla podróżujących turystów ogromne znaczenie.
Jedzenie jest dobre, naturalne z dużą gamą serów kozich i owczych, kiszonki, pasty warzywne, wspaniałe gołąbki w liściach kwaszonej kapusty,
rewelacyjne lody i tanie wina dobrej jakości. Ceny towarów porównywalne do naszych.
Tylko ta Palinka… tradycyjna rumuńska śliwowica, której poszukują turyści i zachwycają się, a u mnie sam zapach wywołuje zawrót nie tylko głowy. Ten zapach przywołał wspomnienie pierwszego kontaktu z Litwą też z lat siedemdziesiątych, kiedy miałam okazję poznać “czar” tego trunku, choć robiony z innych surowców niż ten rumuński. Dla mnie jeden czort. Zdecydowanie wolę upajać się rumuńskim krajobrazem.
Pośród dziewiczych lasów zamieszkałych przez niedźwiedzie, które często się tam spotyka,
wiją się serpentyny dróg na zboczach gór,
mniej lub bardziej stromo
pośród lasów, wąwozów, nad brzegiem strumieni i jezior.
Góry stanowią 1/3 powierzchni kraju a ich łańcuch przechodzi przez środek kraju. Góry to główne źródło wody Rumunii. Potoki i jeziora których jest aż 3500 urozmaicają widoki. Przy drogach kolorowe domki, choć w większości skromne.
W górach zwykle drewniane, na terenach płaskich murowane.
Uwagę przykuwają drewniane bramy wejściowe, charakterystyczne dla obszaru Maramuresz, rzeźbione fantazyjnie motywami kwiatowymi i roślinnymi. Zwykle wyglądają bogato co nie oznacza bogatego gospodarza. Jest to po prostu element kultury tego regionu nigdzie na świecie nie spotykany.
Obok opuszczonych chałup, kończących swój żywot , drugie życie dostają te nabywane przez nowych właścicieli.
Malowane ostrymi barwami , wyraźnie odcinają się od szarości pozostałych. Najczęściej używany jest żółty, koralowy, fiolet, różowy i zielony. O gustach się nie dyskutuje. Jednym się to podoba inni wolą pastelowe barwy. Ja lubię kontrasty i żywą kolorystykę jak różnorodność barw w cygańskich sukniach. To wyzwala energię i radość.
Kolorowe są wsie i małe miasteczka przez które wiedzie droga, ale i w miastach spotyka się tak pomalowane domy.
Zabudowa nie jest wysoka, w wielu miejscach zachowane piękne stare budynki, wspaniałe zabytki, których bezmyślność ludzka i furia nie zdążyła unicestwić.
*
Tutaj historia otwiera swoje drzwi.Jest na wyciągnięcie ręki.
Niestety część została bezpowrotnie utracona, kiedy w czasach komunizmu wyburzono w Bukareszcie ogromny obszar starego miasta; zabytkowe cerkwie, monastyr z XVII w i wszystko co przeszkadzało w budowie kolosalnego Domu Ludu , symbolu pychy jednego człowieka.
Likwidowano nie tylko zabytki Bukaresztu, ale wszystkich miejsc, które mogłyby przypominać dawną historię państwa. Nigdy tego nie zrozumiem. To jest po prostu barbarzyństwo.
Po ponad dziesięciu latach od naszej wycieczki jest na ukończeniu powstająca obok Parlamentu gigantyczna prawosławna Katedra Zbawienia Narodu. Sobór ma być symbolem przywrócenia narodowi jedności z Bogiem po latach komunistycznego reżimu. Cerkiew jest zwolniona z podatków i to państwo wypłaca pensje duchownym choć według konstytucji jest ono laickie. Zdjęcia są w sieci.
Efekty tych komunistycznych zmian widać w Bukareszcie w zabudowie charakterystycznej dla architektury tego okresu. Szare i proste. Budynki kostki.
Rumunia jest czysta, choć skromna i widać tę dbałość we wszystkich miejscach, choć na szczęście nie są to jeszcze ogródki z przyciętymi równo trawnikami i iglakami we wszystkich jednakowo. Tutaj każdy domek ma swój charakter, przy każdym domku inaczej rosną kwiaty. Dużo jest roślinności naturalnej i oby tak pozostało, ale w większych miastach już się to zmienia.
*
Na tle ubogiego generalnie państwa, zdecydowanie wyróżniają się okazałe cygańskie pałace w Huedin, ale czy to właśnie Cyganie tworzą tę bogatą klasę, tego nie wiem.
*
Klasy średniej w Rumunii w zasadzie jeszcze nie ma. Są tylko biedni i bardzo bogaci. Tak jak u nas jeszcze niedawno.
Niezwykle atrakcyjny, jedyny na świecie, jest Wesoły Cmentarz w miejscowości Sapanta.
Nagrobki drewniane z rzeźbami przedstawiającymi fragment z życia zmarłego i krótka o nim, zwykle żartobliwa, notatka. Dominuje kolor niebieski.
Epitafia opowiadają czym trudnili się za życia mieszkańcy okolic, jakimi byli ludźmi. Nagrobki są ciągle konserwowane i stanowią niebywałą atrakcję turystyczną.
Wpisane w krajobraz cerkwie, monastyry, zamki i kościoły obronne dopełniają baśniowego charakteru państwa, bo taka właśnie jest dla mnie Rumunia… barwna i baśniowa, choć dotknięta boleśnie przez historię.
*
*
*
*
Biuro Podróży Artur prowadzone przez Ewę Dixon znowu zachwyciło perfekcją przygotowania wycieczki pod każdym względem.
Przewodnik Bartłomiej Cisowski, który był z nami przez cały czas, bez chwili wytchnienia przybliżał nam dzieje Rumunii, opowiadał o miejscach które mijaliśmy i wzbogacał je wspomnieniami ze swoich wędrówek po tym wyjątkowym kraju.
To była przedostatnia w tym sezonie wycieczka, zaplanowana przez Klub Seniora Wars i Sawa przy SDK w Warszawie. Szkoda… bajki kończą się szybko,
ale ja patrzę z optymizmem w przyszłość i nie tracę nadziei, że czeka mnie jeszcze dużo równie wspaniałych wycieczek 🙂
To jeszcze nie koniec opowieści o Rumunii. Moje imieniny wypadły w dniu, kiedy program wycieczki był wyjątkowo atrakcyjny. O tym, w następnym wpisie.
Kolejna wycieczka z Biurem Podróży ARTUR. Tym razem nad Zalew Zegrzyński z okazji podsumowania 11 roku działalności Klubu Seniora „Wars i Sawa” przy Staromiejskim Domu Kultury. Do klubu należę od samego początku i jestem współautorką logo klubu utworzonego z Grzegorzem Jasińskim, który jest również założycielem klubu.
Wycieczkę prowadziła doskonale przygotowana pełna energii i humoru pani Agnieszka. Punkt pierwszy programu to Kuligów – wieś letniskowa nad Bugiem ze Skansenem Kultury Ludowej i Ziemiańskiej
gdzie uczestniczyliśmy w warsztatach ceramicznych.
Każdy mógł wykonać naczynie z gliny, bo przecież “nie święci garnki lepią”, ozdobić je farbami i zabrać na pamiątkę.
Klimat skansenu jest wyjątkowy, bo i właściciel jego, pan Wojciech, takiż sam. Serdeczny, otwarty pasjonat. Wszystkiego można tu dotknąć, o wszystko zapytać.
Eksponaty w skansenie wykorzystane były wielokrotnie na potrzeby kręconych filmów . Jednym z nich był Miś 2.
W Ryni spacerowaliśmy brzegiem jeziora. Panorama Zalewu Zegrzyńskiego i barka desantowa sił amerykańskich z II Wojny Światowej, będąca dawnym pływającym teatrem jak te na wodach Missisipi, to dobry temat na fotografowanie. W tle Wyspa Euzebia.
Na zakończenie dnia rejs statkiem po Zalewie Zegrzyńskim
i ognisko z pieczeniem kiełbasek. Dwa żywioły i my, żywioł trzeci – seniorzy z Warsa i Sawy; pełni radości i życia.
Pogoda dopisała wyśmienicie, humory też, a podsumowanie działalności klubu Wars i Sawa z dużym zaangażowaniem kierownika Grzegorza Jasińskiego, wypadło rewelacyjnie. Wspaniałe wycieczki, interesujące prelekcje profesjonalnych wykładowców to tylko część programu realizowanego w ciągu minionych lat. Na sali konferencyjnej SDK, gdzie odbywają się czwartkowe spotkania trudno pomieścić wszystkich klubowiczów, a na wycieczki zawsze jest więcej chętnych niż miejsc w autokarze. Jak w PRL kiedy trzeba było być pierwszym w kolejce, żeby cokolwiek udało się nabyć. Dodatkowym atutem jest doskonale układająca się współpraca z Biurem Podróży ARTUR, a w zasadzie jego właścicielką Ewą Dixon, pełną kultury, ogromnej wiedzy i humoru.
SNY MALOWANE czyli mój sposób na (do)życie
Strona wykorzystuje pliki cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.Więcej informacji