wszystkie zdjęcia z prywatnego archiwum
Spotkania z morzem każdego lata były dla mnie tak oczywiste, że nawet przez myśl nie przeszło, że może być inaczej. Ale tak się stało, w tym roku nie jadę i zaskoczona jestem tęsknotą jaką ten fakt we mnie wywołał. Sięgam do wspomnień, przeglądam zdjęcia. Zdjęcia z wielu lat, z wielu wyjazdów. Nad morzem bywałam od dziecka, bo z mojego miasta nie była to duża odległość, a w Gdańsku mieszkała bliska rodzina, która zapraszała nas na lato. Wujek Janusz, który pływał po morzach i oceanach, miał wyjątkowy dar opowiadania niesamowitych historii ze swoich rejsów i był wulkanem humoru. Szarmancki,towarzyski i dobry człowiek. Zabierał nas na wycieczki do portu, oprowadzał wszędzie gdzie można i nie można było wejść 🙂
Jako nastolatka jeździłam na obozy wędrowne po wybrzeżu, a i serce nad morzem biło czasami jakoś mocniej i szybciej…
Wyjazdy pod namiot, jak były niewielkie zasoby finansowe, albo na stacjonarne wczasy jak było dostatniej. Jurata, Łeba, Świnoujście… a zdjęcie (niżej) zrobione jest w Międzyzdrojach podczas Karnawału Młodości. Nie było , tak jak dzisiaj, specjalnych strojów na tę okazję.Tworzyliśmy je na gorąco i z tego co kto miał i z tego co pod ręką; zasłonki, kapy, prześcieradła. Ileż było śmiechu, radości… Zawsze trafiałam na fantastycznych ludzi z którymi można było doskonale się bawić, a znajomości często przechodziły w długoletnie przyjaźnie.
Wieczorne ogniska, albo spacery brzegiem morza o zachodzie, a czasami w nocy , opatuleni w koce śpiewaliśmy do wschodu na plaży przy gitarze. To były czasy…
A teraz pije się piwo pod palmą przy stoliku na plaży. Też jest fantastycznie, ale zupełnie inaczej.
Rybka prosto z wędzarni od rybaków, to REWELACJA!!!! Tak pachnie, że nie da się jej donieść do domu.
Bajecznie kolorowe widoki, zachwycają od zawsze
Potem wyjeżdżaliśmy z dziećmi, z wnukami, albo już na stare lata choćby na kilkudniowe wypady z przyjaciółmi. Robimy też teraz więcej wycieczek po okolicy, bo wszyscy mają samochody i nawet na plaże niektórzy dojeżdżają nimi pod same wydmy (!)
Te cztery zdjęcia są z Szymbarku na Kaszubach, gdzie jedną z atrakcji
jest dom postawiony “do góry nogami”. Błędnik szaleje, a kolejka do wejścia taka jak w PRL po szynkę. Nie byłam w stanie zrobić wewnątrz żadnego zdjęcia, bo czułam się jak na rozhuśtanym statku.
Nie tylko dom jest interesujący. Do oglądania jest tak dużo, że trzeba zarezerwować sobie cały dzień. To nie tylko rozrywka, ale i lekcja historii z wieloma eksponatami. Jest Dom Sybiraka, jest bunkier wojskowy w którym po ciemku “przeżywa się naloty” jak w czasie wojny , jest pociąg rosyjski i mnóstwo innych ciekawych obiektów.
Warto też wpaść na Jarmark Dominikański w Gdańsku, żeby otrzeć się o jego wyjątkowy klimat.
Wczasy z dziećmi, to oczywiście musi być park linowy
i Muzeum Jajek z Niespodzianką, w Stegnie.
Od kilku lat atrakcją są też dziki, które nic sobie nie robią z obecności ludzi, tylko maszerują środkiem drogi. Niektórzy uciekają, inni robią zdjęcia, a inni po prostu nieruchomieją z przerażenia. Ja jestem oczywiście w tej drugiej grupie.To zdjęcie zrobione w Krynicy Morskiej.
Wycieczki statkiem,
oglądanie łodzi.
Warto też wejść na pokład Daru Pomorza i zobaczyć jak wygląda ten słynny trzymasztowy żaglowiec z 1909 roku.
Zupełnie inne wrażenia towarzyszą oglądaniu ORP “Błyskawica”. Wszystko tam przytłacza. Na pokładzie znajduje się uzbrojenie artyleryjskie i broń podwodna, a pod pokładem przedziały maszynowo-kotłowe. Wszędzie metal, wąskie przejścia, schodki, zakamarki. Bardzo ciekawie i tajemniczo.
Dużo się dzieje nad morzem w sezonie letnim; koncerty, dyskoteki na plaży, rożnego rodzaju imprezy sportowe. Każdy próbuje zarobić w różny sposób. Tu trafiliśmy na bicie monet,
a u przyjaciół w Chłapowie można pojeździć na koniach w ich stadninie.
Miejsca na blogu za mało na zdjęcia i noc za krótka na te wspomnienia. Łatwiej byłoby mi wymienić miejscowości nadmorskie w których nie byłam, niż te które dobrze poznałam. Piszę “dobrze”, bo zwykle wyjeżdżałam na 1 – 2 miesiące. Takie było zalecenie lekarzy dla naszej przedwcześnie urodzonej córeczki, która ważyła 1,5 kg. W tamtych czasach to cud, że przeżyła po urodzeniu, ale jej niewykształcony układ odpornościowy wymagał wielu lat bardzo troskliwej opieki. Dzisiaj kurczaki kupuję większe od niej i zawsze mam takie skojarzenie z jej wagą.
A teraz pochylę się jeszcze na chwilkę w zamyśleniu jak na tym lwie przed ORW Albatros i zejdę na ziemię otrząsając się ze wspomnień.
A rzucając ostatnie spojrzenie na morze
pożegnam je fragmentem swojego wiersza
………….
Szłam dziką plażą
z morzem się żegnać
stóp swoich ślady
na piasku zostawić
by za rok znowu
móc je odszukać…
zbierać muszelki
i iść brzegiem dalej (Anna Kulesz)