BYDGOSZCZ – MIASTO RODZINNE

Do Bydgoszczy mam ciągle  sentyment, bo tam się urodziłam, choć nie mieszkałam długo. Miasto po przejściach wojennych ze śladami pocisków na ścianach kamienic, przytłaczało mnie. Okna wychodziły na podwórko, a z drugiej strony bezpośrednio na ulicę z której dobiegały  odgłosy toczącego się tam życia. Jeszcze przed świtem zaczynał się ruch. W pobliżu były też koszary i z samego rana żołnierze szli na poligon na ćwiczenia. Głośno i wesoło wybrzmiewały żołnierskie piosenki. Pojawiał się też woźnica pokrzykujący na konie, które ciągnęły ciężkie wozy z węglem, a koło południa  słychać było z daleka “szmaty, gałgany, butelki…”. Ludzie spieszyli, żeby oddać lub zamienić niepotrzebną rzecz na bardziej przydatną. Trwały targi, oglądanie. Byłam wszystkiego ciekawa i uprosiłam mamę, żeby tam podejść.  Dostałam pięknego porcelanowego aniołka. Były tam cenne rzeczy, które w czasie wojny zapewne straciły właścicieli. Niestety podczas przeprowadzki aniołek zaginął. Wszystko dobrze pamiętam  i notuję w swojej Kronice Rodzinnej, albo utrwalam w wierszach. Na zdjęciu znalezionym w sieci  budynek w którym była restauracja wspomniana w balladzie.
Autor zdjęcia w dolnym rogu
Bydgoszcz moje miasto 
ballada Anna Kulesz 2018
 
Blask świtu mrugał na dachach kamienic
latarnik gasił latarnie gazowe
butelki z mlekiem dzwoniły na bruku
stawiane w progu przed drzwiami o wschodzie
 
Ulicę budził stukot końskich kopyt
woźnica cmokał świstały baciki
na płytach chodnika przyspieszone kroki
idących na pierwszą zmianę do fabryki
 
Co dzień budziły mnie te same dźwięki
jak rytualna muzyka o wschodzie
w którą wplatane szeptem słowa matki
kusiły by jeszcze wtulić w jasiek głowę
 
Inny rytm miała muzyka zachodu
kamienice kładły coraz dłuższe cienie
robotnicy zmęczeni w knajpie na rogu
szukali w kuflu piwa chwili odprężenia
 
Śmiechy i żarty czasem ostre słowa
z kartą rzucane na stół przez karciarzy
niosły się echem po pustych ulicach
chłopak na harmoszce podgrywał przy barze
 
Dym z papierosów zwijanych w bibułkę
czysta i śledzik z cebulą w talarki
łomot do bramy starej kamienicy
którą dozorca zostawić miał otwartą
 
W rytm tych melodii mijało dzieciństwo
wschód uspokajał zachód budził grozę
dzisiaj bez znaczenia ranek czy wieczór
niepewnie się czuję przy Wschodzie i Zachodzie
*************
Na zdjęciu w tle widok na opisywaną ulicę.
*************
A to ogródki działkowe na tyłach podwórka, a w tle fragment kamienicy w której mieszkałam.
***********
********
Tutaj właśnie podwórko i gra w klasy. Po prawej piaskownica w której mogłam stracić życie w wieku pięciu lat. Siedziałam na piasku,  kiedy młodsza ode mnie dziewczynka podeszła i upuściła na moją głowę pół cegły. Pogotowie, klamry, kilka dni na leżąco.  Od winowajczyni dostałam w geście przeprosin ogromną torbę nadziewanych owocowych cukierków.
Kamienice doświadczone wojennymi działaniami wszystkie wyglądały podobnie smutno, ale dzieci byly radosne i bawiliśmy się doskonale. Nasze podwórko było wyjątkowo duże i nasłonecznione. Kobiety często rozwieszały pranie na sznurach, co było powodem do nieporozumień, bo dzieci musiały uważać.
Na zdjęciu widok na kamienicę od strony podwórka. Jakież było moje radosne zdziwienie, kiedy w sieci znalazłam  zdjęcia Piotra Brzeziny tego budynku całkiem odnowionego. Dlaczego akurat ta kamienica, jedyna na ulicy Bocianowej? Czym sobie zasłużyła na takie wyróżnienie? Może zgłosił się potomek dawnego właściciela, a może ktoś ją kupił? Rok wybudowania widać teraz z daleka – 1904. Kiedyś była to główna ulica śródmieścia Bydgoszczy.Przed nami mieszkali tutaj przesiedleni Niemcy, a po wojnie moi rodzice otrzymali  po nich jedno z mieszkań. Zostawili meble, jakieś drobiazgi i duży oleodruk, w złoconej ramie do którego mam ogromny sentyment. Jako dziecko stawałam przed nim na kanapie i tworzyłam różne historie jakie podpowiadała  wyobraźnia patrząc na to co się tam dzieje.  Klucz od mieszkania też był “złoty” i duży. Z dumą nosiłam go na szyi, kiedy rodzice musieli wyjść, a ja wcześniej wracałam ze szkoły. Taki był zwyczaj, że dzieci nosiły klucze w najbezpieczniejszym , w tamtych czasach, miejscu.
Nie można skopiować zdjęcia obecnej kamienicy i nie mogę znaleźć kontaktu do ich autora Piotra Brzeziny, ale wklejam link i zapraszam, bo warto porównać jak bardzo wszystko się zmienia.
************
***************
Dużo czasu spędzałam z rodzicami na spacerach nad rzeką Brdą,
albo  w pięknym dużym lesie, gdzie chodziliśmy całą rodziną. Byłam dumna, że mam takiego dorosłego brata.
Bydgoszcz to duże piękne miasto. Często chodziliśmy do centrum do sklepu Wedla po słodycze, po moje ulubione Wafle Teatralne w czekoladzie i po Bajeczne. Bajeczne były jeszcze wtedy w matowych papierkach ciemnoniebieskich, chyba z żółtymi gwiazdkami.
W okolicy były parki, wszędzie blisko, ale rodzice zdecydowali o przeprowadzce do innego miasta.

2 myśli nt. „BYDGOSZCZ – MIASTO RODZINNE”

  1. Wspomnienia z dzieciństwa są cząstką nas, towarzyszą nam przez całe życie i wracają często, pobudzone współczesnymi wydarzeniami, czasem wystarczy jakieś słowo, fotografia, przedmiot. Piękna ballada i fotografie wzruszające swoją prostotą, także surowością otoczenia. Bo takie było życie, w którym walczyło się o podstawowe rzeczy, ale ten hart nie ciążył za bardzo, byl czymś naturalnym, taki był przecież świat i reguły gry.

    1. To prawda. Wszyscy byli w podobnej sytuacji, ale było też więcej emocji, więcej wzajemnych relacji i chyba więcej się działo. Teraz, prawie cały dzień spędza się w pracy. Pozostają wieczory na bycie z rodziną,bo na spotkania ze znajomymi, to raczej już nie ma siły, ani chęci.Nie musimy już dzisiaj walczyć o niezbędne rzeczy,bo jest wszystko, ale walczymy o pieniądze, które pozwalają nam mieć luksusy, imponować innym, bo chyba na tym teraz się koncentrujemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *