Zawsze wchodzimy po jakichś schodach – z Piotrem Müldnerem-Nieckowskim rozmawia Andrzej Walter – Część 4
To tytuł jaki znalazłam dzisiaj na portalu PISARZE.PL i już nie mogłam oderwać się od czytania aż do ostatniego słowa. Wklejam fragment, który szczególnie mnie zainteresował, bo dotyczy twórczości pisarskiej i naszych spotkań w Warszawskiej Szkole Pisania. Każdy wykład Profesora jest ogromnie cenny, a krytyka pozwala nam doskonalić swoje pisanie. Uwagi są szczere podawane z ogromnym taktem i żadne nasze pytanie nie pozostaje bez odpowiedzi. Przychodzą tu całkiem początkujący, ale i tacy, którzy mają już spory dorobek pisarski. Wszystkim przydają się porady Profesora. Szkoda tylko, że spotkania są jeden raz w miesiącu. I właśnie jutro jest ten szczęśliwy dzień!
A to wspomniany fragment wywiadu (cz.4), ale polecam całość.
Chciałem też Cię zapytać – jako niewątpliwego autorytetu – jakie są granice tolerancji wobec słabych autorów? Czy w ramach poprawności społecznej i wszechogarniającego promowania hasła „kochajmy się” nie wolno już dziś napisać kilka słów krytycznych wobec autorki, która dajmy na to szczyci się tytułem profesorskim, a pisze bardzo słabe wiersze, wiersze, które w percepcji społecznej (co najmniej kilkadziesiąt osób ze środowiska literackiego określiło je jako wiersze o niczym) są bardzo miałkie? Taka krytyka wywołuje później burzę i ujawnia się wianuszek akolitów, a rozmywa w tym wszystkim prawda obiektywna? Popierasz milczenie? Cenzurę tego typu? Tendencję do „kochania się” i psucia literatury, okłamywania czytelnika, odbiorcy, czy wręcz siana zamętu, gdyż później niektórzy nazywają to poezją?
To pytanie na całą rozprawę. Zły autor musi się dowiedzieć, że jest słaby, a dobry, że jest oceniany jako wybitny. To zasada, ale niestety nierealizowana w praktyce na skutek układów międzyludzkich, które przybierają formy maskujące prawdę. Sprawa bardzo skomplikowana, nie znajduję ogólnej recepty, bo decydują czasem nieznane, słabo widoczne drobiazgi. Każdy przypadek trzeba traktować osobno. A jak?
Może zatrzymam się tylko przy sprawach najważniejszych. Przede wszystkim nigdy nie zakładam z góry, że sztuka danej osoby jest z założenia dobra albo zła. Po pierwsze każda jest zróżnicowana. A już ten tylko fakt zmusza do spojrzenia panoramicznego.
Nauczył mnie tego mój ojciec Wiesław, który był świetnym rzeźbiarzem, malarzem, człowiekiem o szerokich horyzontach i pięknym nauczycielem. Do jego pracowni często przychodzili młodzi ludzie z prośbą „o douczenie”, na przykład studenci zgnębieni przez jakiegoś profesora na Akademii Sztuk Pięknych. Najpierw był długi namysł nad przyniesionymi pracami. Nic nie mówił. Przyglądał się. Prosił o narysowanie czegoś albo wyrzeźbienie figurki w glinie. Jak mi potem opowiadał, w czasie tych oględzin do głębi badał, na czym polega to, co ów student wykonuje, na co go stać, jak myśli, co czuje, jaki jest jego świat. Co wynika z ogólnych zasad technik plastycznych, sprawności palców i zmysłu odczuwania przestrzeni, a co z osobowości.
Jeśli osobowość była zaznaczona, to już wiedział, że ma do czynienia z kimś, kto może być artystą. Tylko że wyczuć osobowość w dziele nie jest łatwo. To proces poznawczy, który rozpoczyna się ex nihilo, z niczego. Na początku o osobie nie wiesz nic i nie powinieneś dodawać niczego swojego, niczego od siebie. To nie może pochodzić z twoich wyobrażeń. Taki jest punkt wyjścia, który wprowadza cię, albo nie (gdy nie ma do czego, bo jest słabe), do następnych etapów poznawania dzieła. A dzieło to nie jeden obrazek, nie jeden wierszyk, ale zawsze całość dokonań tej osoby na danym polu.
Ojciec nigdy się nie pomylił. Zawsze prędzej czy później przełamywał kryzysy tych ludzi, wszystkich. Wyrośli z nich wybitni artyści, są znani i ja ich znam. Czasem się zastanawiam, czy są mu wdzięczni, bo nigdy go nie wspominają… Może to dla nich jest jakoś wstydliwe. Ale to już inna historia.
A ty?
Postępuję podobnie. Najpierw czytam wszystko, co osoba, o której mówią, że jest literacko słaba albo genialna, ma do powiedzenia. Czy tworzy jakiś własny system. Sprawdzam, czy się w swojej ocenie nie mylę. Najchętniej o czymś, co uważam za słabe, publicznie w ogóle się nie wypowiadam (szkoda czasu na miernotę), ale już w Warszawskiej Szkole Pisania przy Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich, na spotkaniach z początkującymi pisarzami trzeba mówić konkretnie i z taktem ganić: dlaczego tekst jest niedobry, co w nim szwankuje, co należałoby poprawić, jak pisać teksty lepsze. Albo bez zbędnej przesady, również taktownie chwalić: to jest świetne, dlatego że jest takie a takie, ma to i tamto. To w stosunku do początkujących. Co do starszych, których na podstawie różnych oznak uważa się za pisarzy dojrzałych, zanim cokolwiek powiem, staram się przeczytać wszystko, co dostępne.
Czym się kierujesz w odniesieniu do tekstów i ich szczegółów?
Mam swój zestaw kryteriów, które pisarz musi spełniać. Zaczynam od zasady, która mówi, że pisarz, w tym oczywiście poeta i dramatopisarz, musi pisać prawdę i nie może udawać kogoś, kim nie jest, musi być autentyczny (wyjątek stanowią pastisze, satyry i wersje dialogowe prozy, poezji, też dramaty, gdzie osoba autora jest głęboko ukryta). Jeśli to jest spełnione, jadę dalej, czyli szukam odpowiedzi na następujące pytania (w największym skrócie): czy autor jest w utworze oryginalny; czy zaskakuje; czy jest konsekwentny w przedstawianiu treści i wniosków (w tym puent ukrytych); czy jest zwięzły i skutecznie (nieagresywnie i z poprawną semantyką) stosuje metaforę, zamiennię, porównanie, przerzutnię, neologizmy; czy unika epatowania i opiewania; czy jego tekst dobrze brzmi (w poezji niczym muzyka) albo (w prozie) czy się go dobrze czyta głośno, czy bohaterowie ani zdarzenia nie mylą się czytelnikowi i czy nie ma przypadków nieprawdy powieściowej, narracyjnej, dialogowej, wyskakiwania diabełków z pudełka, wreszcie czy utwór ma poprawny wygląd i swoim zapisem nie utrudnia odbioru.