Wszystkie wpisy, których autorem jest admin

HARMONIJKA -EFEKTY

Dzisiaj jest trzeci dzień oswajania się z nauką. Zaczynam wyczuwać instrument. Kurki trzy i Wlazł kotek nawet daje się rozpoznać. Najważniejsze, że z lekcji na YT dowiedziałam się w którym miejscu i jak wygrywać podstawową gamę C-dur i korzystając z tabulatury wygrałam pierwszą piosenkę. Ale, ale… to na razie tak jak jednym palcem w klawisze. Do grania, jeszcze ho, ho. Jednak już mi się podoba, bo jest szybki efekt i instrument jest przyjazny.

Pamiętam, że bardzo chciałam grać na fisharmonii, ale okazało się, że ciężko jest pompować miechy. Dodatkowo jeden z nich był dziurawy, więc na chęciach się skończyło i pozostała fotografia na pamiątkę.

HARMONIJKA USTNA

Przychodzi taki moment, że mimo starań, mimo dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, w miarę upływu lat,  jest coraz mniej możliwości na ciekawe spędzanie czasu. To normalne. Starzy robią miejsce młodym, choć nie wszyscy oni dobrze i w pełni to wykorzystują. To też normalne. Ze mną było podobnie, więc wszystkie niezrealizowane w młodości projekty, spełniam teraz.  

Właśnie wczoraj naszła mnie ogromna ochota, żeby pouczyć się grać na harmonijce ustnej. Tak, ten instrument również mam wśród wielu, na których próbowałam grać z mniejszym lub większym efektem.

 Harmonijka leży od wielu lat, bo pierwsze podejście mnie zniechęciło. Myślałam, że wystarczy dmuchnąć i natychmiast popłynie bluesowa melodia. Niestety nie, ale wczoraj trafiłam na filmik z instrukcją jak się tego grania nauczyć. No i jest. Próba się powiodła, co nakręciło mnie wystarczająco mocno. Można grać akordami, można stosować różne motywy i co najważniejsze nie wymaga to tak żmudnych ćwiczeń, jak na przykład na skrzypcach. Czy teraz uda mi się zmobilizować i wykrzesać trochę cierpliwości, która nie jest i nigdy nie była moją mocną stroną?

Zawsze realizuję to, czego efekty widać natychmiast, a granie wymaga wielu godzin mozolnych ćwiczeń.  Tego nie wie nikt, kto nie próbował nigdy uczyć się grać na jakimkolwiek instrumencie.

Ostatni, marcowy Covid, który przeszłam bardzo łagodnie, zniszczył mi struny głosowe i śpiewać już raczej nie będę, bo dźwięki są chropowate, więc granie będzie pewnego rodzaju rekompensatą. Życie bez muzyki traci sens. Czy się uda? Tego dzisiaj nie wiem, ale jestem pełna zapału. Może tym razem nie słomianego, który szybko zgaśnie w zderzeniu z rzeczywistością.

BYDGOSZCZ

Gdziekolwiek los nas rzuci, zawsze powraca się pamięcią do miejsca urodzenia. Dzisiaj nie jestem związana z Bydgoszczą, ale często mam ją w myślach. Tam spędziłam pierwsze swoje kilkanaście lat życia. Wszystko wtedy wyglądało zupełnie inaczej. Polska dźwigała się dopiero po wojennej tragedii. O tamtej codzienności można opowiadać długo, ja ujęłam ją w taki wspomnieniowy wiersz i zdjęcia, które zrobiłam kilka lat temu przy okazji wycieczki. Wyszłam z hotelu o świcie, kiedy wszyscy jeszcze spali, bo na zorganizowanych wyjazdach nie ma czasu na prywatne spacery. To nawet nie był spacer, a bieg, bo musiałam, bo chciałam spojrzeć na miejsce w którym spędziłam dzieciństwo . Mijałam szkoły do których chodziłam, koszary wojskowe, sklepy w których robiłam z mamą zakupy, a dochodząc do kamienicy w której mieszkałam, zrobiłam zdjęcie narożnego sklepu “Żabki”, gdzie w moich czasach była knajpa o której piszę w wierszu.

Budynki częściowo odnowione. Kamienica w której mieszkałam, również. Wszystko dobrze pamiętam.

Nie ma już bruku, nie ma baśniowych latarni gazowych, jest nowa brama nie tak ciekawa jak ta z mojego dzieciństwa i nowe okna. Tu gdzie zielone zasłony był nasz mały pokoik, obok duża sypialnia. To przez te okna patrzyłam na maszerujących żołnierzy i przez te okna wpadał głos woźnicy “szmaty, gałgany, butelki”, a dzieci powtarzały jego śpiewne zawołanie.

Okna kuchenne i pokoju stołowego wychodziły na podwórko, najładniejsze w okolicy, bo duże i słoneczne. Graliśmy w piłkę, państwa i miasta, skakaliśmy przez sznurek, bawiliśmy się w chowanego i jedliśmy kanapki z masłem i cukrem popijając oranżadą własnej roboty. Mniejsze dzieci urzędowały w piaskownicy, a mamy plotkowały siedząc obok i pilnując swoich pociech.

Koniec mojej ulicy wieńczyły rozległe koszary z mocnej czerwonej cegły. Do dzisiaj zajmują ogromny teren. Trzymają się doskonale, ale wokół jest rozkopane i trudno było dobrze je uchwycić w obiektywie. Zresztą to ogromny obiekt i potrzebny byłby dron.

bydgoska ballada Anna Kulesz 
(dźwięki mojego miasta w czasach PRL)

latarnik gasił latarnie gazowe  
gdy świt rozbielał kamienic dachy
dzwoniły butelki z mlekiem wiezione
na progu mieszkań szybko stawiane

o bruk stukały końskie podkowy
furmani ostro strzelali z bata
ciężko toczyły się z węglem wozy
leniwie powoził skupujący szmaty

tam gdzie mieszkałam z pobliskich koszar
maszerowali rano  żołnierze
był to dla wszystkich moment radosny
bo ulicami zawsze szli ze śpiewem 

co dzień budziły mnie te same  dźwięki  
jak rytualna  muzyka  o wschodzie  
w którą wplatane szeptem słowa matki  
kusiły by znowu  wtulić w jasiek głowę  

z nastaniem świtu na podwórka skraju  
smutne piosenki dziewczyna śpiewała
chustą swą postać wątłą okrywając
zbierała  grosze z okien jej rzucane 

inne dźwięki miało  miasto w soboty
gdy robotnicy po tygodniu pracy
w knajpie na rogu puszczali forsę 
przy kuflu piwa czystej i kartach 

śmiechy i żarty czasem słowa ostre
rzucali z kartami na stół karciarze  
po pustych  ulicach  niosły się pogłosem
ktoś na harmoszce podgrywał  przy barze  

dym z papierosów w bibułkę  zwijanych
bimber  i śledzik  z cebulą  w talarki  
pod kamienicą  łomot do bramy
którą  dozorca zostawić miał otwartą   

w rytm tych melodii mijało dzieciństwo 
wschód uspokajał zachód budził grozę  
dzisiaj bez znaczenia ranek czy wieczór  
niepewnie się czuję przy Wschodzie i Zachodzie
  wrzesień 2018