ŚWIDERMAJER – kicz. Wystawa w Muzeum Ziemi Otwockiej
fot. Anna Kulesz
Dzisiaj o 20.00 w Muzeum Ziemi Otwockiej odbyło się uroczyste otwarcie wystawy fotograficznej “Świdermajer-kicz”, która rozpoczęła V Festiwal Świdermajer. Gości przywitał Sebastian Rakowski, prezes Towarzystwa Przyjaciół Otwocka i kustosz tegoż muzeum, który pełni obecnie również funkcję dyrektora Otwockiego Centrum Kultury i jego zastępca Tomasz Kapusta. Wybrałam się tam ze znaną poetką otwocką, Marysią Kościuszko. To moja “bliźniaczka”. Urodziłyśmy się tego samego dnia i chyba wrażliwość na sztukę mamy podobną.
fot. W. Kulesz
Wcześniejsze przybycie pozwoliło nam obejrzeć wszystko dokładnie. W głębi za nami na ścianie , portret Stanisławy Czaplickiej (1875-1966), która założyła i prowadziła jedno z pierwszych sanatoriów przeciwgruźliczych w Otwocku. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku można ją było jeszcze spotkać spacerującą uliczkami miasta. Cała w czerni zachwycała jasnością i gładkością lica.
Była nawet chwila, żeby porozmawiać z gospodarzem wieczoru. Muszę przyznać, że muzeum rozwija się doskonale i działa bardzo prężnie pod kierownictwem pana Sebastiana.
fot. A. Kulesz
Na konkurs “Świdermajery-kicz” przysłano ponad sto prac. Jury wybrało dwadzieścia, ale więcej było chyba w fotografowanych obiektach zaniedbania i biedy niż kiczu. Utrwaliłam tylko dwie prace.
DZIEŃ MATKI
To taki trochę pokręcony dzień; radość że się matką jest i smutek, że Matki już się nie ma.
Rano położyłam na Jej grobie czerwoną różę i zapaliłam znicz.
akryl na płycie – Anna Kulesz
Od śmierci Mamy minęło siedemnaście lat. Niech Jej Bóg da wieczną szczęśliwość. Była wspaniałym człowiekiem. Czuła, bezgranicznie dobra, cicha i romantyczna. Wyrozumiała dla innych, krytyczna i wymagająca wobec siebie. Cierpliwa, przygarniała do swojego serca wszystkich nie oczekując niczego w zamian. Uczyła nas tolerancji dla wszelkiej inności i szacunku do drugiego człowieka. Śpiewała nam, opowiadała o historii Polski, dziejach rodziny (“Kto nie wie skąd przychodzi i komu siebie zawdzięcza, ten nie odkryje tez, dokąd powinien iść” – Franz Kampfhaus) i o wojnie. Godzinami siedziałam zasłuchana jak czytała moje ulubione książki, albo razem rysowałyśmy kolorowe obrazki. Nauczyła mnie szyć, gotować i tańczyć walca, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Od niej wiem jakie zioła stosować na jakie dolegliwości i wiedzę tę przekazuję swoim dzieciom, żeby nie dały zdominować się przez chemiczne leki, bo “Graviora quaedam sunt remedia periculis”.
Była bardzo skromna, nie nosiła biżuterii, nie malowała się, ale błyszczała dobrocią, a Jej śmiech i humor udzielał się wszystkim wokół . Pewnie dzięki Niej potrafię teraz patrzeć na siebie i wiele spraw ze zdrowym dystansem i postrzegać czasami świat jak w krzywym zwierciadle. Szkoda Mamo, że już Cię z nami nie ma.
DZISIAJ
Rano wpadłam na pomysł, żeby zebrać wszystkie Mamy z najbliższej rodziny u siebie w ogrodzie. Zamiast świętować każda w swoim domu, można spotkać się razem i cieszyć wzajemną obecnością, dopóki jest nam to jeszcze dane. Od pomysłu do czynu droga u mnie zwykle krótka i zrobiło się spotkanie wielopokoleniowe co sprawiło wszystkim dużo radości. Najmłodszy uczestnik miał trzy, najstarszy prawie dziewięćdziesiąt lat, a Mam uzbierało się siedem. Panowie wnieśli w to Święto nutkę słodyczy ulubionymi przez nas ciastami z Cukierni Meryk. Całe spotkanie okazało się strzałem w dziesiątkę. Pogoda wymarzona, kleszcz chyba nikomu nigdzie się nie wessał, humory doskonałe i dzień upłynął bardzo miło.