SŁOWIANKA cz.2 uwolniona tajemnica

Eleuthera wyjęła płaty wędzonego mięsa i placki. Były także suszone owoce i miód.
Przywołała młodego sługę.
– Ślebomirze – rzekła. – Nie trza ci już udawać niemowy. Jesteś wśród swoich.
– Wołajcie mnie Mirko, pani. Nie nado1 ludzi drzaźnić butą miana mego – odrzekł składnie chłopak.
Uniosła kobieta brwi w zdziwieniu.
– Nie utraciłeś swady w mowie – stwierdziła raczej, niż zapytała.
– Czyniłem wzorem Demostenesa2. Ino, że po krajsku – wyjaśnił Mirko.
Niewiasta, której imię w mowie rodzimej brzmiało Szczęściwa, zdziwiła się jeszcze bardziej.
– Skąd znasz historię tego Greka?
– Osłuchałem się wielu rzeczy u nauczycieli udzielających lekcji Herodowym bękartom. Mniemali, iżem głupi, skorom niemowa. A ja ich wcale z oszybki nie wyprowadzałem – i wykrzywił twarz, jak wyrostek ułomny na rozumie, co w nikłym świetle gwiazd wyglądało tak pociesznie, że niewiasta parsknęła perlistym śmiechem, aż zaniepokojony Medwed, rzuciwszy robotę przy oporządzaniu koni, przybiegł sprawdzić, co się dzieje. – Znam też sztukę pisania rzymskimi znakami, po grecku i w kojne, dzieje bogów greckich i herosów – ciągnął Mirko.
– Nie powiesz chyba, że nauczyłeś się liczyć? – zapytała kobieta.
– Powiem, matko. Umiem rachować i kreślić diagramy figur.
Kobiecie zrobiło się ciepło na sercu słysząc, że chłopak nazywa ją matką, ale przez przekorę rzuciła:
– Czemu wołasz mnie matką? Wszak jeszczem młoda… – i zaśmiała się w myśli sama do siebie, albowiem w Starej Krainie białogłowy w jej wieku mogły już być otoczone wianuszkiem wnucząt.
– Zawsze byliście dla mnie jak matka.

Wyobraźnia i ogromna wiedza Autora sprawiły, że wprowadził do  Słowianki język stylizowany na archaiczny, którym posługują się bohaterowie jego powieści. Powstały nowe słowa, które wzbogaciły i ubarwiły dialogi.

Autor tłumaczy to tak

Mowa Prasłowian brzmiała całkiem odmiennie od współcześnie używanych słowiańskich języków. Prawdopodobnie zrozumielibyśmy z niej pojedyncze słowa, a może nawet moglibyśmy wyłuskać jakiś sens, ale na dzisiejsze ucho sposób porozumiewania się naszych praprzodków byłby wręcz egzotyczny. W wymawianych słowach nie stosowano akcentowania zgłosek, za to był wszechobecny zaśpiew i taki sam wyraz wymówiony raz z takim a raz z innym zaciągiem, mógł mieć odmienne znaczenie. Tak więc kilka słów, jakie wypowiedziała worożycha na dworze Heroda brzmiało o wiele bardziej melodyjnie, niż gdyby wyraziła je w czasach dzisiejszych.  Co nie oznacza, że nasz polski język miałby być monotonny w brzmieniu.

CDN

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *